Poznajmy Piotra Wrześniaka cz. II

21

Wczoraj na łamach naszego portalu zaprezentowaliśmy wywiad z trenerem bramkarzy Zagłębia Lubin, dziś druga, ostatnia część rozmowy z Piotrem Wrześniakiem.

Praca w takim klubie, jak Zagłębie Lubin, wiąże się oczywiście ze sporą presją….

– Oczywiście, ale do presji jestem przyzwyczajony.

A jak pan postrzegał klub z Lubina, zanim rozpoczął tutaj pracę?

– Miałem jak najlepszy obraz tej drużyny. Kiedy miedziowi wywalczyli mistrzostwo Polski, myślałem, że ten klub będzie szedł drogą choćby taką, jak do niedawna Wisła Kraków: cały czas parł do przodu, walczył znowu o prymat w rozgrywkach ligowych i starał się pokazać w Europie. Niestety doszło do sytuacji takiej, jaką wszyscy znamy, do degradacji za wcześniejsze przewinienia. Myśmy podobną sytuację przerabiali w Gdyni, dlatego wiem, co to znaczy dla klubu, piłkarzy i kibiców. To straszna rzecz, ale chwała ludziom, którzy zarządzają tym klubem, że w tak trudnej sytuacji oni się nie odwrócili, każdy natomiast zakasał rękawy i powiedział: wracamy tam, gdzie jest nasze miejsce. Tak więc Zagłębie postrzegam jak najlepiej, wierzę, że ta drużyna wróci do ekstraklasy i będzie biła się o najwyższe cele, bo ten klub na to stać.

Starał się pan o międzynarodową licencję, dlatego wyjechał pan na staż do Blackburn?

– Ja dostałem międzynarodową licencję UEFA „A”. Nie są to najwyższe uprawnienia, czyli UEFA „Pro”. W naszym kraju są takie przepisy, żeby dostać najwyższą licencję, trzeba samodzielnie prowadzić zespół. Jeżeli ktoś pracuje w ekstraklasie nawet przez wiele sezonów, jako trener bramkarzy, takich uprawnień uzyskać nie może. Ja się z tym nie do końca zgadzam, ale cóż, takie jest życie. To co mogłem do tej pory uzyskać, otrzymałem. Do  UEFA „A” nie był potrzebny zagraniczny staż, natomiast nadarzyła się okazja – prywatnymi kanałami udało mi się załatwić wyjazd do Blackburn i nie sposób było z tego nie skorzystać. Była to nie lada gratka, wspaniała przygoda. Z punktu widzenia szkoleniowego, coś kapitalnego! Życzę każdemu trenerowi, żeby mógł to zobaczyć. Mnie udało się załatwić staż z pełnym dostępem. Mieszkałem na terenie ośrodka treningowego, 50 metrów od szatni piłkarzy. Od rana do wieczora przebywałem z zawodnikami, jadłem z nimi, siedziałem w szatni, miałem okazję uczestniczyć w odprawach. Wszystko co możliwe, zostało mi pokazane. Zdobyłem wiele nowych doświadczeń, niektóre z nich próbowaliśmy przenieść na polski grunt już w Gdyni, niektóre postaramy się też tutaj wprowadzić. Jest wiele niuansów, z których jeszcze nie można skorzystać, choćby ze względów ekonomicznych.

Czy ten mistrz Anglii z 1995 roku to zupełnie inny – piłkarski świat, w porównaniu z polskimi klubami?

– Tak, zdecydowanie! Baza treningowa jest nieprawdopodobna, nieporównywalna. Wiele się już na ten temat mówiło i to jest nadal przepaść – mimo, że w Lubinie mamy najlepszą bazę w porównaniu z klubami, w których dotychczas pracowałem. Ludzie i otoczenie angielskiego klubu, ci wszyscy pracownicy są dla piłkarzy i trenerów. Ja przyjechałem tylko na staż i wystarczyło, że miałem przypiętą plakietkę, pracownicy w Blackburn traktowali mnie jak jednego z trenerów, a szkoleniowców w Anglii traktuje się tak, że co powiedzą, jest święte. Staje się na głowie, żeby spełnić ich polecenia. Nikt się nie pyta, czy to jest potrzebne, czy też nie. Tam zatrudnia się masę ludzi do samej organizacji treningu, nieprawdopodobnie oddanych, dla których praca jest zaszczytem. Uważają, że swoją postawą przyczyniają się do sukcesów, które odnoszą piłkarze. Kiedy ja byłem na stażu, Blackburn trenował Mark Huges i drużyna plasowała się w górnej części tabeli, tuż za największymi tuzami. A sami piłkarze? Zaobserwowałem u nich ogromną pokorę, oni doprowadzali do takiej sytuacji, że ja, człowiek z zewnątrz, kiedy przestępowałem próg szatni, trenerzy i zawodnicy traktowali mnie tak, jakbym to ja był tam najważniejszy. Biła z nich ogromna skromność.

A jakim człowiekiem jest uznawany za „niezniszczalnego” Brad Friedel?

– Człowiek na co dzień bardzo uśmiechnięty, z którego emanuje humor i dobroć, prawdziwa szczerość. Przy tym wszystkim kapitalny bramkarz, to nie jest efektowny fachowiec, który broni w spektakularny sposób, pod publiczkę. To golkiper, który wie, po co jest na boisku i jest pewny, bo popełnia bardzo mało błędów. W tamtym czasie był ostoją tamtej drużyny i nie wiem, co się stało, że odszedł. Brad świetnie prezentował się na treningu, a szczególnie imponował mi koncentracją. W sposób celowy trener wyprowadzał piłkarzy z równowagi i w pewnym momencie wprowadzał ćwiczenie, a oni w ciągu jednej sekundy potrafili przejść z zabawy do maksymalnej koncentracji. Jedynym spośród zawodników, który robił to w sposób doskonały, był Friedel. 

Chciałem zapytać o pańskie plany na najbliższą przyszłość. Otrzymał pan licencję UEFA „A”. Ma pan aspiracje, by zdobyć UEFA „Pro” i samodzielnie poprowadzić jakąś drużynę?

– Jak przychodziłem do Cracovii, jako trener bramkarzy, bo wcześniej prowadziłem zespoły młodzieżowe, to wielu kolegów po fachu mówiło: nie rób tego, bo zostaniesz zaszufladkowany, jako spec od golkiperów. Rzeczywiście tak się stało, ale za moim przyzwoleniem, ponieważ ja czuję się w tym dobrze. Praca z bramkarzami to jest to, co lubię. Mam to szczęście, że mogę w życiu robić to, co sprawia mi przyjemność i jeszcze mi za to płacą. W pewnym momencie postanowiłem, że to będzie stały kierunek, w którym pójdę. Mógłbym oczywiście spróbować samodzielnie poprowadzić zespół z niższej klasy i piąć się do góry, ale w pracy z bramkarzami też mogę realizować zaplanowane cykle. Miałem zawsze to szczęście, że pierwsi trenerzy pozwalali mi się całkowicie spełniać. Mogę powiedzieć, co chcę robić z bramkarzami, a szkoleniowcy to akceptują. Taka jest też zasada mojej pracy i inaczej tego nie widzę. Pomimo, że jestem może „tylko” trenerem bramkarzy, w tym zawodzie się w pełni realizuję. A co do licencji? Będę pytał, później będę pisał i ciągle się dowiadywał, jaka jest droga dla trenera bramkarzy, żeby dostać tę licencję UEFA „Pro”. Obiecuję, że będę drążył ten temat, bo szkoleniowiec golkiperów również zasługuje na to, żeby mieć takie uprawnienia. Można by wprowadzić jakieś ograniczenia, że jest to licencja ze specjalnością trenera bramkarzy.

Na zakończenie, czy może pan obiecać kibicom, że bramkarze będą dobrze przygotowani do rundy wiosennej?

– Na pewno będą dobrze przygotowani, ja ze swojej strony zrobię wszystko, żeby byli w formie. Myślę, że wiem, jak to zrobić. Trzeba jednak pamiętać o tym, że są to tylko ludzie, a na całą formę piłkarską składa się tak wiele czynników, że trudno przewidzieć. Jednak my trenerzy wykorzystujemy całą wiedzę, jaką posiadamy i otaczamy się kompetentnymi współpracownikami, którzy dają zespołowi co najlepsze. Efekt końcowy pracy jest jednak niewiadomą. Wierzę, że bramkarze będą silnym punktem tej drużyny. Liczę na to, że cała drużyna będzie dobrze funkcjonowała i przy wsparciu kibiców, w czerwcu, będziemy się wspólnie cieszyć z ekstraklasy.

Pierwsza część wywiadu: /_portal/news/12283849854937aad942f54/Poznajmy_Piotra_Wrze%C5%9Bniaka_cz._I.html

Rozmawiał: ZYG/ lubin.pl

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY