Poznajmy Piotra Wrześniaka cz. I

48

wrzesniak.jpgTo kolejny trener, który wzmocnił sztab szkoleniowy Zagłębia Lubin. Trener bramkarzy od jakiegoś czasu współpracował z Robertem Jończykiem, najpierw w Cracovii, później w Arce Gdynia. Kiedy Piotr Wrześniak trafił do Zagłębia, nikogo specjalnie to nie zdziwiło, ponieważ aktualny trener miedziowych chwali sobie współpracę z tym byłym bramkarzem. Kim zatem jest nowy szkoleniowiec?

Pewien zawodnik wypowiedział o panu następujące słowa: „Pan Piotr to świetny człowiek, wcielenie spokoju i żartu”. Jak nazywał się ten piłkarz?

Piotr Wrześniak: – Przyznam, że są to znane mi słowa. Gdzieś już to słyszałem, ale nie mogę sobie przypomnieć, kto to powiedział.

To może mała podpowiedź, piłkarz ten miał okazję trenować z Blackburn Rovers…

– A to już wiem, powiedział to taki bramkarz z Krakowa, który był ze mną na stażu w angielskim klubie, Marcin Chmura. 

Co miał na myśli Marcin mówiąc tak o panu?

– Trzeba by jego przede wszystkim zapytać… To prawda, że jestem człowiekiem spokojnym, rzadko daję się wyprowadzić z równowagi, czy ponieść emocjom. Aczkolwiek zdarza mi się to. Mam też w miarę pogodne spojrzenie na życie, czyli staram się pewne sytuacje obracać w żart. Oczywiście kiedy trzeba być poważnym, to jestem poważny. Generalnie jednak ze spokojem i pogodą ducha patrzę na życie i pewnie to miał na myśli Marcin.

Trener Jończyk ma chyba bardzo dobre zdanie o panu. Propozycja z Lubina zdaje się to potwierdzać. Wcześniej pracowaliście w Cracovii i Arce.

– O zdanie, jakie ma na mój temat trener Jończyk, trzeba by spytać jego samego. Mnie trudno to komentować. Mogę powiedzieć, że od wielu lat pracujemy ze sobą. Najpierw w Cracovii, później Arce, tam z małą czteromiesięczną przerwą, kiedy trener Jończyk w Gdyni nie pracował. Ale wrócił i kończyliśmy wspólnie pracę. Rzeczywiście w jakiś sposób dobrze się uzupełniamy, dobrze się nam ze sobą współpracuje. Myślę, że razem rozumiemy na czym ta współpraca ma polegać, żeby przynosiła jak najlepsze efekty. Ja znam swoje miejsce, wiem gdzie się znajduje i dlatego nie było między nami żadnych zgrzytów.

Pamięta pan może w jakich okolicznościach się poznaliście i czy współpraca od początku układała się wzorowo?

– Pamiętam pierwsze nasze spotkanie. Jednak pierwszy kontakt ze sobą mieliśmy wcześniej. Kiedy trener Jończyk już pracował w Cracovii i był asystentem pana Stawowego, wtedy mnie zaproponowano współpracę. Dlatego potrzebowali moje dane do strony internetowej, a ja jeszcze nie pojawiłem się nawet w klubie. Trener Jończyk zadzwonił do mnie, przedstawił się i poprosił o podanie informacji, a zrobił to w sposób bardzo oficjalny. Wtedy jeszcze zwracał się do mnie „na pan”. To był nasz pierwszy kontakt. Później przyjechałem do klubu, przeszliśmy zaraz „na ty” i zaczęła się normalna, wspólna praca.  

Pan również grał w piłkę, przez całą karierę związany był pan z krakowskimi klubami.

– Całą karierę związany byłem z Krakowem, jestem wychowankiem Cracovii. Kiedy później grałem w Wawelu zaproponowano mi wypożyczenie, dlatego przez rok grałem w podkrakowskich Karpatach Siepraw w trzeciej lidze. Do 21 roku życia grałem w Cracovii, później zostałem powołany do służby wojskowej, wylądowałem w WKS Wawel. Tak się nawet potoczyło, że zostałem żołnierzem zawodowym, oczywiście grającym w piłkę i tak w tym Wawelu spędziłem jedenaście i pół roku.

Dlaczego nie wypłynął pan na szersze wody?

– Trudno powiedzieć. Dużo ludzi mówiło o mnie „wielki talent”. Czego jednak brakło? Sam nie wiem. Na pewno zabrakło szczęścia, siły i charakteru, bo z biegiem czasu moja osobowość się kształtowała. Przyznam, że „nie waliłem łokciami po twarzy”, tak można powiedzieć. Ja grałem, trenowałem i robiłem swoje. Miewałem lepsze sezony, gorsze, aczkolwiek kiedy patrzę na to teraz, z perspektywy czasu, to uważam, że mogłem osiągnąć w piłce zdecydowanie więcej. Miałem ten dar od Boga, talent, nie udało mi się go jednak w pełni wykorzystać. Dlatego teraz, idąc w kierunku trenerki, staram się nie zaprzepaścić tej szansy, która stoi przede mną. Staram się mocno pracować i kształcić się, żeby w tym zawodzie być jak najlepszym.

Rozmawiałem kiedyś z Jędrkiem Kędziorą i przyznał, że pierwszy trener nie musi być byłym piłkarzem, jednak szkoleniowiec bramkarzy, powinien sam wcześniej bronić. Podziela pan tę teorię?

– Zdecydowanie zgadzam się z Jędrkiem! Jest to specyficzna pozycja, można powiedzieć, że jest to sport indywidualny w ramach jednej drużyny, ja to tak określam. Bramkarze zupełnie inaczej trenują, zupełnie inaczej się przygotowują, inne elementy techniki są u nich ważne, aczkolwiek są też i wspólne. U golkiperów dominują inne cechy motoryczne, a te które są ważne u piłkarzy z pola, można u nich pominąć. Bramkarz reaguje też inaczej psychicznie. Niedawno pisałem pracę w warszawskiej Szkole Trenerów na pierwszą klasę, w której pytałem zawodników z pola na temat bramkarzy. Oni odpowiadali na moje pytania i wyniki były bardzo zaskakujące dla wielu ludzi. Jednak nie dla mnie, bo sam to przerabiałem i przewidywałem. Zawodnicy rozumieją, że bramkarz jest indywidualnością w zespole, golkiper ma o wiele większą odpowiedzialność. Drużyna zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Więc podsumowując: uważam, że człowiek, który pracuje z bramkarzami, sam powinien wcześniej przez to przejść. Musi bowiem rozumieć te stresy, wiedzieć, jak zawodnik się czuje, kiedy coś nie wyjdzie i wchodzi następnego dnia do szatni. Dochodzą też sprawy czysto techniczne, bo trening może przeprowadzić każdy, ale tylko były bramkarz zwróci uwagę na odpowiednie elementy.

Czy bramkarz i lewoskrzydłowy są szaleni?

– To takie powiedzenie. Być może coś w tym jest, w swojej karierze spotkałem wielu bramkarzy, którzy byli szaleni. Mieli często zwariowane pomysły, postępowali w niekonwencjonalny sposób, mieli niebanalne osobowości. Ale spotkałem też golkiperów, którzy byli spokojni i bardzo ułożeni, kompletnie do tego powiedzenia nie pasowali.

Jest pan po kilku treningach z Zagłębiem, jak prezentują się lubińscy bramkarze?

– Właśnie, chodzi o to, że jestem dopiero od niedawna. W związku z tym pełnej oceny na ich temat nie mogę zwydać. W kilku zdaniach się oczywiście wypowiem. Olek Ptak, jak wszyscy wiemy, jest to bramkarz ułożony, doświadczony, który nie popełnia prostych błędów. Ja bardzo cenię takich piłkarzy, wolę bowiem golkipera, który broni na pewnym, w miarę dobrym i ustabilizowanym poziomie, niż fachowca takiego, który dziś ratuje swoją drużynę, a jutro zespół przez niego przegrywa. Mój ideał bramkarza to zawodnik który broni bez większych wzlotów, ale i wpadek. Myślę, że Aleksander Ptak spełnia te warunki. Pozostali bramkarze – „Żenia” jest młody, a „Jesion” całkiem młody, ale mam o nich dobre zdanie, chociaż widziałem niewiele. Jesteśmy po sezonie i były trudne warunki do treningu. Słyszałem także opinie od innych ludzi i to ważne, że oni robią postępy, bo z tego co się dowiedziałem tak jest. Ci chłopcy idą do przodu i to jest ważne. Rzetelną i w pełni odpowiedzialną opinię na temat bramkarzy, będę mógł wydać po pierwszym zgrupowaniu w Turcji, gdzie będziemy mogli potrenować na zielonych boiskach, w przyzwoitych warunkach.

A jak w ogóle trafił pan do Zagłębia?

– Pierwszy telefon wykonał do mnie trener Jończyk i poinformował o tym, że dostał propozycję z Zagłębia Lubin. Po pierwszych rozmowach był nią zainteresowany i powiedział, że chciałby ze mną współpracować.

Długo się pan zastanawiał?

– Nie zastanawiałem się długo, powiedziałem, że jestem jak najbardziej chętny do podjęcia tej pracy. Klub Zagłębie Lubin jest bardzo dobry. Miedziowym ciężko odmówić, bo wiadomo, że praca w tym klubie to są wyzwania, to nie jest marazm. W Lubinie nikt nie zadowoli się jakimś średnim wynikiem, wiadomo, że będzie walka o najwyższe cele. Kiedy usłyszałem, że celem jest ekstraklasa i jeśli nie zrobimy wyniku, to nas tu nie będzie, byłem przekonany, że muszę podjąć to wyzwanie. To jest to, czego chcę! – wyzwanie i jasno określony cel, zbieranie ludzi, którzy będą nam potrzebni, silna drużyna, zaangażowani ludzie w klubie i zapewnienie, że jeśli plany zostaną zrealizowane, to w przyszłym roku znowu będziemy mieli wysoko zawieszoną poprzeczkę. To nie będzie walka o utrzymanie w lidze, ale o coś więcej.

Druga część wywiadu z trenerem Piotrem Wrześniakiem jutro na łamach naszego portalu

 

Rozmawiał ZYG/lubin.pl


POWIĄZANE ARTYKUŁY