… a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła – zgodnie ze staropolskim przysłowiem nikt dziś nie liczy kalorii. Piekarze przez całą noc mieli ręce pełne roboty, jednak dzięki temu z cukierni nikt nie wychodzi z pustymi rękami. Tego dnia objadanie się jest wręcz wskazane.
Na co dzień sprzedaje się ich kilkaset i tylko ten jeden dzień w roku odbiega od normy. Jak przyznają cukiernicy, w tłusty czwartek piecze się nawet kilkadziesiąt tysięcy pączków.
– Zjedzenie choćby jednego pączka to już tradycja. Pamiętam, że kiedy jeszcze byłam mała babcia powtarzała mi, że choćbym nie wiem jaką dietę stosowała, to w tym dniu muszę o niej zapomnieć, bo kto nie zje pączka, ten nie będzie miał szczęścia w całym roku – mówi studentka Katarzyna Fiołek.
– Ja zwykle zjadam ze dwa lub trzy. Przede wszystkim takie z marmoladą, choć nie ukrywam, że lubię też pączki z budyniem. Zawsze jest ich mnóstwo w domu, bo w mojej rodzinie tradycją jest, że mama lub babcia pieką pączki – dodaje Urszula Marzec.
Ci, którzy pączków w domu nie pieką i po tę słodką bombę kaloryczną udają się do cukierni, powinni pamiętać o kilku zasadach. Jak radzą cukiernicy dobry pączek musi mieć wyraźną, jasną obwódkę, czyli tzw. krawat. Powinien być też wysoki i puszysty, co oznacza, ze gdy się go naciśnie, powinien szybko wrócić do pierwotnego kształtu. Ważny jest też kolor: jasno-, a nie ciemnobrązowy i powinien się świecić, co oznacza, że usmażono go w świeżym oleju.
Dodajmy, że tłusty czwartek to według kalendarza chrześcijańskiego ostatni czwartek przed Wielkim Postem, a tym samym zwiastun końca karnawału.
MS