Potraktowani jak śmieci

23

LUBIN. Z dnia na dzień zostali bez zatrudnienia. Chociaż umowy mają zawarte i codziennie stawiają się w miejscu swojej pracy. Tylko potencjalnych pracodawców mają trzech i żaden nie chce się do nich przyznać – w takiej sytuacji od stycznia znalazło się pięcioro mieszkańców Księginic, którzy od lat pracowali w tamtejszym Gminnym Zakładzie Usług Komunalnych i Mieszkaniowych.

– Traktują nas jak śmieci! Nasze dokumenty przepadły, nikt nie chce z nami rozmawiać, tak, jakby nas nie było! – denerwują się. – Nie możemy pracować, ani też szukać innej pracy, bo przecież mamy zawarte umowy na czas nieokreślony. To jakiś absurd! – nie kryją rozgoryczenia.

Cztery kobiety i jeden mężczyzna. Część z nich w GZUKiM-ie pracuje nawet od dziewięciu lat. Głównie chodziło o ochronę budynku, ale pracownicy wyliczają, że odbierali też zgłoszenia o awariach, rozsyłali tam ekipy, odśnieżali, palili w piecu.– I umowy każdy z nas zawarł właśnie z GZUKiM-em – tłumaczy Maria Rzepska.

Od czerwca 2011 roku placówka wybrała w drodze przetargu firmę Piast, która przejęła te zadania. Włącznie z pracownikami. Umowa zawarta była jednak na pół roku, dlatego pod koniec listopada mieszkańcy otrzymali z Piasta informację, że ponieważ kończy się umowa, to i pracownicy wracają do GZUKiM-u. – A zaraz po tym takie same pismo otrzymaliśmy do zakładu. Poinformowali nas, że od nowego roku dalej będziemy pracownikami Piasta. No obłęd jakiś! – mówi inna z poszkodowanych kobiet, Małgorzata Korzeniowska.

W tym czasie świadczenie usług ochroniarsko-porządkowych przekazano firmie Empol. – I tam poinformowano nas, że może i nas przyjmą do pracy, ale musimy się wcześniej zwolnić. Tylko gdzie się zwolnić, skoro nikt się do nas nie przyznaje? – pyta Ewa Krogulecka.

– Niby mamy umowy, ale żaden z pracodawców nas nie chce. Nie możemy ani pracować, ani szukać innej pracy. Już sami nie wiemy, co robić. Mamy na utrzymaniu dzieci, chcemy zarabiać, a traktuje się nas jak zbędne śmieci. Już spać po nocach nie możemy – przyznaje ze łzami w oczach pani Małgorzata.

Z całą pięcioosobową grupą spotkaliśmy się w siedzibie GZUKiM. – Codziennie rano tu przychodzimy i podpisujemy listy obecności. I ciągle próbuje się nas przegonić. Nie damy się tak traktować! – dodają zgodnie. W czasie naszej rozmowy pojawia się sekretarka zakładu. Prosi pracowników do siebie. Wychodzą jeszcze bardziej zdenerwowani.

– Wie pani, co oni kazali nam podpisać? Że mimo iż Piast mówi, że nie jest naszym pracodawcą, to nim jest. Za kogo oni nas mają?! Nic takiego nie będziemy podpisywać! GZUKiM zwyczajnie próbuje się pozbyć problemu – denerwują się.

W GZUKiM-ie spotykamy też przedstawicieli Empol-u. – My nie jesteśmy tutaj stroną – zbywają nas przedstawiciele firmy.

Wszyscy pracownicy są członkami Solidarności. I od niej otrzymali już fachową pomoc prawną. Rozmawiali też z kierownikiem Państwowej Inspekcji Pracy. Wszyscy zapewniają, że prawo stoi po ich stronie. Dlatego dziś jadą złożyć zbiorowy wniosek do sądu pracy o ustalenie pracodawcy.

– Kodeks pracy i wyroki sądu najwyższego są jednoznaczne: pomiędzy tymi pracownikami, a zadaniem wywiązuje się więź, są niejako przypisani do tego zadania. Firma zewnętrzna musi więc przejąć także tych ludzi – wyjaśnia Jerzy Morawski z Solidarności. – Sytuacja, jaka powstała, to brak kompetencji wszystkich. Ludzie powinni znać prawo i je stosować – twierdzi dobitnie.

Cała piątka spotkała się też w wójt gminy Lubin Ireną Rogowską, której podlega GZUKiM. Bo kierownik placówki przebywa na zwolnieniu lekarskim. Irena Rogowska tłumaczy, że na razie nie może się wypowiedzieć w tej sprawie, bo nie zna jeszcze dokumentacji. Musi się skonsultować z wicewójt, która wczoraj po południu spotkała się w GZUKiM-ie z przedstawicielami obu firm.


POWIĄZANE ARTYKUŁY