Po ośmiu latach dobiega końca proces Urszuli R., byłej dyrektorki lubińskiego MOPS-u, zwolnionej za mobbing i szykanowanie pracowników. Z tych samych powodów kobieta odpowiada teraz przed sądem.
Sprawa mobbingu w MOPS miała swój początek w 2002 roku. Jednak dopiero po trzech latach i przesłuchaniu ponad 70 pokrzywdzonych osób, prokuratura przygotowała akt oskarżenia. Sprawa trafiła do sądu. Dziś strony wygłoszą mowy końcowe, a najpóźniej za tydzień powinien zapaść wyrok.
W sprawie pokrzywdzonych jest ponad 70 osób, cztery z nich jednocześnie są oskarżycielami posiłkowymi. Wszyscy zgodnie przyznają, że są już zmęczeni przeciąganiem sprawy i liczą, że usłyszą sprawiedliwy wyrok.
– Mimo że od sprawy minęło już tyle lat, kiedy słucha się zeznań poszkodowanych, boli równie mocno jak wtedy – nie ukrywa Anna Dziedziulo, szefowa związków zawodowych lubińskiego MOPS-u. – Zeznawało ponad 200 osób i liczymy, że sąd da temu wiarę. Bardzo byśmy chciały, by to wszystko już się zakończyło. Same się sobie dziwimy, jak człowiek mógł znieść tyle poniżenia – dodaje.
Sprawa byłej dyrektorki MOPS-u, to jeden z najgłośniejszych procesów ostatnich lat. O zastraszaniu i szykanowaniu pracowników placówki pisały media w całej Polsce.
Proceder przerwał dopiero prezydent Robert Raczyński, który zwolnił Urszulę R. z pracy, mimo że na jej odejście nie wyraziła zgody rada powiatowa. Kobieta była wówczas radną z ramienia Teraz Lubin.