Od 100 do 600 zł mają wynieść podwyżki wynagrodzeń dla pracowników Pogotowia Ratunkowego w Legnicy. Dokładna kwota uzależniona będzie od stażu pracy i specjalizacji. Takie ustalenia przyjęto na środowym spotkaniu związków zawodowych z dyrektorem placówki Joanna Bronowicką. W rozmowach tych nie uczestniczył jednak nikt z największego związku zawodowego, czyli Międzyzakładowego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych. Od jego przedstawicieli dowiedzieliśmy o przyczynach tej nieobecności oraz o tym, co sądzą na temat zaproponowanych podwyżek.
Przypomnijmy, że środowisko ratowników medycznych, nie tylko w naszym regionie, ale i w całej Polsce już od wielu lat domaga się wyższych zarobków za swoją ciężką pracę. Pod koniec kwietnia kilkudziesięciu pracowników Pogotowia Ratunkowego w Legnicy protestowało siedzibą dyrekcji, żądając podwyżek w wysokości po 500 zł brutto dla każdego. Oficjalne rozmowy w tej sprawie nie przynosiły wówczas zamierzonego skutku.
– Nie mamy takich możliwości finansowych. Za kwiecień wypłacimy pracownikom pogotowia taki dodatek, jaki zaproponowaliśmy wcześniej jako dyrekcja, czyli od 320 do 420 zł brutto. Zdaję sobie sprawę z tego, że te dodatki powinny być większe, ale jest to zależne od dotacji, jakie na ten cel otrzymujemy z Ministerstwa Zdrowia – argumentowała w kwietniu Joanna Bronowicka, dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Legnicy.
Tymczasem wczoraj otrzymaliśmy maila od rzecznika prasowego legnickiego pogotowia, z którego dowiadujemy się, że w środę 2 września odbyło się zapowiadane od kilku miesięcy zebranie związków zawodowych zrzeszonych przy Pogotowiu Ratunkowym w Legnicy z dyrektorem placówki Joanną Bronowicką. Jego najważniejszym punktem było ustalenie nowego regulaminu wynagradzania, a mówiąc wprost podwyżki, które od października mają wynosić od 100 do 600 zł brutto, w zależności od stażu pracy i specjalizacji.
– Jest to historyczne wydarzenie, gdyż płace zamrożone były od 2000 roku i jedynie ustawowe dodatki dla pielęgniarek i ratowników poprawiały fatalną sytuację płacową – powiedział reprezentant jednego ze związków zawodowych, biorących udział w rozmowach.
Zdaniem rzecznika na podwyżkę wynagrodzeń wcześniej nie pozwalała zła „systemowa” kondycja finansowa służby zdrowia w Polsce. – Dopiero od ostatnich dwóch lat zaczęło się to zmieniać. Pogotowie w Legnicy wymieniło tabor karetek na nowoczesne z bardzo dobrym wyposażeniem. Stopniowo placówka zaczęła odzyskiwać równowagę finansową, a to otworzyło drogę do podwyżek płac wszystkich pracowników – tłumaczy Andrzej Niemiec.
I choć wydawać by się mogło, że doszło wreszcie do porozumienia ws. płac dla ratowników i pracowników pogotowia, to jednak rzeczywistość nie wygląda już tak kolorowo.
Co warto jeszcze raz zaznaczyć, spośród czterech związków zawodowych na spotkanie nie przyszedł żaden przedstawiciel Międzyzakładowego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych, a to właśnie ten związek powinien mieć najważniejszy głos w sprawie, choćby z powodu liczebności – zrzesza on obecnie najwięcej, bo około 90 członków. Jaki był powód tej nieobecności?
– Zaproszenie na to spotkanie otrzymaliśmy dopiero w poniedziałek, czyli zaledwie dwa dni przed tym, kiedy miało się ono odbyć. Nikt ze ścisłego zarządu nie mógł się wtedy pojawić. Ja miałam umówioną pół roku wcześniej ważną wizytę u lekarza, inna osoba pracowała, a jeszcze inna przebywała na urlopie – tłumaczy sekretarz związku Stefania Habowska.
– My pracujemy zawodowo. Na co dzień nie siedzimy za biurkiem, zajmując się tylko sprawami związku. Jesteśmy zwykłymi ratownikami. Nie jest tak łatwo przełożyć dyżur z dnia na dzień. Poza tym od dwóch lat walczymy o te podwyżki, a tu nagle bez nas podejmuje się tak ważne decyzje w jednej chwili – dodaje z kolei Tomasz Wyciszkiewicz, przewodniczący związku.
Jak podkreślają przedstawiciele MZZRM, dwukrotnie zwracali się do pani dyrektor z prośbą o przełożenie terminu zebrania, ale za każdym razem bez rezultatu.
Same zaś podwyżki wywołują u nich śmiech i zwykle określane są jako żart. – 100 zł brutto to jest mniej więcej 77 zł na rękę, czyli kwota naprawdę powalająca – mówi z ironią Stefania Habowska. – Bo przypuszczam, że większość pracowników otrzyma właśnie tyle, czyli 100 lub 200 zł. Wątpię, by któryś z ratowników zobaczył te 500 czy 600 zł. Chyba, że ktoś z administracji – dodaje.