O decyzji Wydziału Dyscypliny, w myśl której ich klub został
zdegradowany do II ligi, dodatkowo jeszcze obciążony minusowymi
punktami i karą finansową, dowiedzieli się w przerwie meczu
sparingowego. Zgodnie przyznają, że aż się nie chciało wychodzić na
drugą połowę. – To jest zbyt surowa sankcja za przewinienia, których my
przecież nie popełniliśmy. Ale wiosną będziemy grać bez psychicznego
obciążenia – deklaruje lider zespołu KGHM Zagłębie Lubin, Maciej
Iwański.
Miecz Demoklesa musiał spaść na ich głowy. Już w
trakcie pierwszego zgrupowania przed rundą wiosenną w Pogorzelicy, w
dniu, w którym miał zapaść wyrok w sprawie korupcji z udziałem
przedstawicieli Zagłębia Lubin, obecni piłkarze oraz trenerzy tego
klubu przeżywali prawdziwe katusze. Gdy okazało się, że Wydział
Dyscypliny PZPN odroczył o tydzień ogłoszenie kary wobec Mistrza Polski
napięcie spadło. – Od razu sztangi zaczęły latać wyżej – żartobliwie
skomentował sprawę trener Rafał Ulatowski. Jednak nikomu tak naprawdę
nie było do śmiechu. Mimo to w „miedziowej” ekipie wzajemnie próbowano
się pocieszać. – Może to oznacza, że skończy się jedynie na minusowych
punktach? – głośno komentowano odroczenie decyzji. Nic z tego. Hiobowa
wieść dopadła lubinian podczas drugiego obozu w Turcji, konkretnie w
przerwie meczu sparingowego z rosyjskim Amkarem Perm. – Aż się
odechciało wychodzić na drugą połowę – mówią zgodnie zawodnicy
lubinian. Kilka minut po przerwie, trawiąc w myślach gorzką pigułkę
zaserwowaną przez WD, stracili bramkę. Czy fakt, że Wydział Dyscypliny
potraktował klub tak surowo (degradacja, minus 10 punktów oraz kara
finansowa) miał wpływ na postawę zawodników. ¬- Był moment załamania –
przyznaje trener Ulatowski. – Niewątpliwie jest to przykra sprawa dla
nas, także dla całego klubu. Uważam, że decyzja była niesłuszna, bo
ukarano obecny zarząd i zawodników, którzy mają cierpieć za błędy
innych. Zarzucane przestępstwa zostały popełnione dużo wcześniej, przed
okresem, kiedy pojawił się obecny zarząd. Mam nadzieję, że działacze
PZPN-u wezmą się równie stanowczo za inne kluby zamieszane w korupcyjny
proceder. W moim odczuciu powinno karać się winnych, a dla klubów
wprowadzić abolicję – mówi bramkarz Aleksander Ptak. Wtóruje mu Michał
Chałbiński. – Na pewno zostaliśmy skrzywdzeni wyrokiem, bo dostaliśmy,
nie wiadomo z jakiego powodu, największą karę ze wszystkich klubów
zamieszanych w proceder. Mam jednak nadzieję, że odwołanie od wyroku,
jakie złoży klub, przyniesie skutek w postaci łagodniejszej kary – mówi
„Chałbi”. – Przeżywam to samo, co w czasach występów w Szczakowiance
Jaworzno. Wówczas klub został ukarany bez braku obciążających dowodów,
a sprawa pomiędzy Szczakowianką i PZPN-em ciągnie się do dziś. Wiele
wskazuje na to, że mój były pracodawca ostatecznie ten spór wygra.
Tylko proszę zobaczyć, ile ta sprawa już trwa. Wydaje mi się, że
podobnie będzie w kwestii degradacji Zagłębia – uważa Maciej Iwański.
Lider
drugiej linii Zagłębia przedstawia ciekawy pomysł na rozwiązanie sprawy
korupcji w polskiej piłce. – Cierpimy za przewinienia osób, których w
klubie już nie ma, niemniej zgadzam się, że kara powinna być
wymierzona. Jednak kluby, które zostały obciążone korupcyjnymi
zarzutami, można by ukarać surową grzywną finansową, a zebrane
pieniądze przeznaczyć na szkolenie młodzieży. Wystarczy, że po kieszeni
zostałoby uderzonych kilka klubów, a zebrałaby się z tego naprawdę
spora suma. Jak bardzo takie pieniądze pomogłyby w szkoleniu młodego
narybku, nie muszę chyba mówić – twierdzi, nie bez racji, „Ajwen”.
Najważniejszą
kwestią, interesującą przede wszystkim kibiców aktualnego Mistrza
Polski, jest to, czy w rundzie wiosennej zawodnicy nie będą wychodzić
na murawę z obciążeniem psychicznym, skutecznie odbierającym chęć do
walki o ligowe punkty? – Zawodnicy pogodzili się już z degradacją –
twierdzi stanowczo Rafał Ulatowski. – Do czerwca nie ma tematu występów
w drugiej lidze. Wciąż bowiem jesteśmy pierwszoligowcami i to nas w tej
chwili interesuje. Uważam, że mamy silny zespół, w którego składzie są
zawodnicy o nietuzinkowych umiejętnościach. A tacy poradzą sobie na
murawie obojętnie w jakim systemie gry i pozycji na murawie – mówi
szkoleniowiec Zagłębia. W podobnym tonie wypowiada się Iwański. – W
Jaworznie o degradacji dowiedzieliśmy się, gdy byliśmy już po dwóch
obozach przygotowawczych, dosłownie tuż przed inauguracją ligi. Nie
miało to jednak przełożenia na naszą postawę, w każdym meczu graliśmy o
zwycięstwo. I myślę, że teraz będzie podobnie – uważa błyskotliwy
pomocnik lubinian. – Na pewno powalczymy o Puchar Polski. Interesuje
nas ponadto zajęcie czołowej lokaty w lidze. Mamy potencjał do tego, by
zamierzone cele osiągnąć, w dodatku ciężko trenujemy. Nie myślimy o
tym, co będzie w czerwcu – przekonuje Aleksander Ptak. – Niewątpliwie
to będzie jakieś obciążenie, bo wysiłek włożony w mecze pójdzie na
darmo. Bo przecież obojętnie, które miejsce zajmiemy i tak spadniemy do
drugiej ligi. Z drugiej jednak strony, to cała sytuacja też w jakimś
stopniu odciąży kolegów. Nie ciąży nad nimi żadna presja. Wiadomo, że
jeśli spadniemy, to obecna kadra się nie utrzyma, dlatego zawodnicy
będą musieli pokazać się, żeby zmienić swoich pracodawców. Jednak
decyzja nie jest jeszcze prawomocna, więc bądźmy dobrej myśli. Może
odwołanie przyniesie skutek i zostaniemy w lidze.
Informacja Prasowa Zagłębie Lubin SSA