W nowym historycznym cyklu „Pięściarskie Zagłębie”, będą mogli państwo wrócić wspomnieniami do lat świetności pięściarskiego Zagłębia Lubin. Wielokrotnie już pisaliśmy o historii boksu w naszym mieście. Teraz, przedstawimy szerzej sylwetki zawodników, którzy budowali potęgę tej dyscypliny w Lubinie. Jako pierwszy Ryszard Cal, zwany „Calówą”.
Ryszard Cal „Calówa” zawsze chciał walczyć w ciężkiej wadze i trener Kazimierz Paździor szanował jego decyzję. Był zawodnikiem, który skończył karierę w boksie amatorskim po prostu ze względu na wiek, który poprzez przepisy nie pozwalał na kontynuację tego zawodu w takiej formie. Przedstawiamy państwu wywiad z wychowankiem pięściarskiego Zagłębia Lubin.
W klubie zawitał w 1971 roku w wieku 23 lat. Do boksu można by rzecz, wprowadził go Zbyszek Zienkiewicz, który po pewnej prowokacji (więcej na ten temat można przeczytać w publikacji „Zapomniani” Stanisława Gładysza) zaprosił Ryszarda Cala, aby ten zmierzył się w konfrontacji na treningu w „Kościółku”. Tam, „Calówa” napotkał najpierw trenera Kazimierza Paździora, który widząc go zaproponował mu zajęcia u trenera Stanisława Gładysza.
– W ciężkiej wadze w był Heniek Żurawski, Mietek Dukat z pierwszej ligi przyszedł, Jasiu Gołębiak i było trzech, a ja przyszedłem i byłem ten czwarty. Po pół roku byłem już ten pierwszy – wspomina Ryszard Cal.
Wręcz, jako wspaniałe historie „do poduszki”, można opowiadać kibicom boksu o pewnej podwójnej wygranej walce, która dała Zagłębiu Lubin remis, a w późniejszym czasie po decyzji PZB awans do I ligi. Oczywiście mówimy o turnieju finałowym w 1976 roku i ostatnich walkach w meczach z Gwardią Łódź i Miedzią Legnica. Zwycięstwa Cala (w wadze +81 kg) dały wynik 10:10 w obu przypadkach. Przeciwko Łodzi Ryszard Cal pokonał Pawła Szulżyckiego, a przeciwko Miedzi – Mieczysława Dukata.
Ryszard Cal pochodzi z Pieszyc, skąd także Wiesław Niemkiewicz. – Zaczynam boks w Lubinie – mówił „Calówa” do przyszłego złotego medalisty Mistrzostw Polski dla Zagłębia. Ten, przyjechał do naszego miasta i dzięki tym namowom, został. – Zaprosiłem Wieśka do mnie do Lubina. Poszliśmy na trening i został – dodaje pięściarz.
Na pytanie, jakie byłoby najwspanialsze wspomnienie z lat siedemdziesiątych, Ryszard Cal odpowiada. – Ten moment najważniejszy to ślub, a sportowo to pierwsze walki, pierwsze spotkanie z Kazimierzem Paździorem, trenerem Stanisławem Gładyszem i chłopakami. Trzeba było się zaadoptować. Wiadomo, że boks jest sportem indywidualnym, ale wszystko zależy od drużyny, od grupy. Gdyby było przykładowo dwóch arcymistrzów, a reszta nie to nic by nie było. Musi być zgrana paczka!
Materiał przygotował Mariusz Babicz. Wywiad z Ryszardem Calem można obejrzeć dodatkowo pod linkiem: W_Ringu_Ryszard_Cal