Perypetie lubińskiego motocyklisty

24

LUBIN/POLKOWICE. – Najpierw twierdzili, że mają tylko hondę. Później się okazało, że ta honda, to jednak moje suzuki. Kiedy po wielu perypetiach wydali mi wreszcie maszynę, zauważyłem, że ktoś zdemontował z niej m.in. akumulator – opowiada zdenerwowany lubinianin, któremu po wypadku policja odholowała motocykl na wiejski parking pod Polkowicami.

Z relacji pana Jerzego wynika, że pracownicy wynajętego przez mundurowych parkingu długo szukali nie tylko motocykla, ale i brakującej do niego części. Kiedy właściciel zagroził, że zrobi aferę, akumulator nagle się znalazł.

– To jakiś absurd! Próbowali mi wcisnąć kit, że musiał odpaść podczas wypadku. Doskonale wiem, jak wyglądają części motocykla po kraksie, a jak ktoś je zwyczajnie powykręca – mówi poirytowany motocyklista.

Kolejna burza rozpętała się, gdy lubinianin otrzymał od policjantów kwit, z którego wynikało, że ma zapłacić za holowanie i parking maszyny. – To nie był mój pomysł, by zabierać motocykl do badań, dlaczego więc miałbym ponosić koszty policyjnych decyzji? – zastanawia się nasz Czytelnik.

– Po długiej dyskusji policjanci ostatecznie wydali nowy dokument, z którego wynikało, że to jednak komenda pokryje wszystkie koszta – relacjonuje pan Jerzy.

Nieco inaczej sprawę widzi naczelnik wydziału prewencji. – Właściciel otrzymał kwit z datą i miejscem odbioru motocykla oraz informacją, że koszt holowania i postoju w całości pokryje policja – przekonuje Krzysztof Płaskonka, naczelnik polkowickiej prewencji. – Być może musiał tam być zły przekaz informacji, bo właściciel płaci tylko wtedy, gdy nie stawi się po odbiór maszyny w wyznaczonym terminie – podsumowuje naczelnik.

– Gdyby nie mój upór, to nie dość, że straciłbym kosztowne części, to do tego musiałbym jeszcze za to wszystko bulić – skarży się mieszkaniec Lubina na praktyki polkowickiej policji i współpracujących z nią pracowników parkingu.


POWIĄZANE ARTYKUŁY