Miejsc parkingowych w mieście wciąż brakuje. Tym bardziej kierowców denerwują ci, którzy zajmują dwa miejsca, albo porzucają na parkingu gruchota lub przechowują tu swoją przyczepę kempingową. – Gdyby usunąć te wszystkie graty z parkingu między ulicą Krupińskiego a Gwarków, mamy dodatkowe pięć miejsc – denerwuje się lubinianin, który napisał do naszej redakcji.
– Lubińska straż miejska uwielbia zakładać blokady na koła za zaparkowanie auta w miejscu niedozwolonym – z konieczności. A jak tu inaczej stanąć, skoro nie ma miejsc na parkingu pomiędzy ulicami Krupińskiego a Gwarków, ponieważ parking zajmują: przez cały rok przyczepa kempingowa, samochody nie jeżdżące od dwóch lat, pod którymi wyrosła piękna trawa i zaparkowany od miesiąca na dwóch miejscach postojowych volkswagen golf – wylicza mężczyzna.
Usunąć przyczepę kempingową z parkingu nie zawsze jest łatwo. A co dla jednego jest gruchotem, dla drugiego może być samochodem jeszcze całkiem przydatnym. Jak mówią strażnicy miejscy, nie ma bowiem jasnej definicji wraka.
– Przyczepy kempingowe rzeczywiście nie powinny stać na parkingach oznaczonych znakiem D-18. W Lubinie są dla nich przeznaczone dwa parkingi – przy ulicy Wyszyńskiego – mówi komendant lubińskiej straży miejskiej Robert Kotulski. – Systematycznie sprawdzamy, czy takie przyczepy nie stoją w miejscach niedozwolonych. W mieście nie ma z tym większego problemu. Zdarzają się tylko pojedyncze przypadki. Wtedy albo zobowiązujemy właściciela do usunięcia przyczepy, albo sami usuwamy na koszt właściciela. Gorzej jeśli taka przyczepa nie ma tablicy rejestracyjnej i nie można dotrzeć do jej właściciela – dodaje komendant.
Oprócz usunięcia przyczepy z parkingu jej właściciel musi również zapłacić mandat 100 zł oraz dostaje jeden punkt karny.
Przyczepa stojąca na parkingu między ulicą Krupińskiego a Gwarków już nie blokuje miejsca, została stamtąd zabrana. Natomiast nadal są tam dwa gruchoty, jak określił je Czytelnik.
– Możemy usunąć takie samochody jeżeli znajdują się na drodze publicznej, na parkingu publicznym. I raczej robimy to w sytuacjach ostatecznych, bo staramy się, aby ten obowiązek spełnił właściciel – stwierdza komendant Kotulski.
Usuwane są auta, które nie mają tablic rejestracyjnych, albo na pierwszy rzut oka widać, że już nigdzie nie pojadą, bo są w tak złym stanie. Jak zapewniają strażnicy miejscy, cały czas monitorują miasto. W miesiącu zdarza im się około 10 takich interwencji, z czego połowa aut jest usuwana bardzo szybko z parkingów.
– Często zdarza się tak, że dostajemy sygnał o wraku, a gdy kontaktujemy się z właścicielem auta, okazuje się, że samochód jest w dobrym stanie i można nim odjechać. Po prostu rzadko jest używany. A mieszkańców boli, gdy nie mogą zaparkować, a widzą auto, które zajmuje miejsce od dłuższego czasu i nikt nim nie jeździ – mówi komendant lubińskiej straży miejskiej.