W tym tygodniu przedstawiamy państwu sylwetkę Piotra Żukiewicza, który pięciokrotnie brał udział w parkrun jako wolontariusz, a jako biegacz stawił się na linii startu szesnaście razy.
Czym zajmuje się Piotr Żukiewicz na co dzień?
Piotr Żakiewicz: Mam 42 lata, pracuje jako drogomistrz w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, Oddział we Wrocławiu, Rejon w Głogowie.
Jak parkrun wpłynął na twoje bieganie?
Piotr Żakiewicz: Przede wszystkim usystematyzował je. W ciągu tygodnia bywa z tym różnie, staram się biegać regularnie, ale nie zawsze mam po prostu czas. Natomiast sobota rano, to pora, która nie koliduje mi ani z pracą, ani z innymi obowiązkami. Biegi parkrun zacząłem traktować jako obowiązkowe rozpoczęcie weekendu. Nawet, gdy miałem kontuzje i nie mogłem biegać, przychodziłem jako wolontariusz. W tej chwili mam zaliczone szesnaście biegów i pięć wolontariatów. Cieszę się też, że moja starsza córka, Kornelia, która ma jedenaście lat dała się namówić, złapała bakcyla i przychodzi razem ze mną. Ma za sobą sześć biegów, dwa wolontariaty i walczy o koszulkę z „10”. Teraz pozostała mi do przekonania jeszcze młodsza, Zuzia. Obiecuje, że jak się zrobi cieplej, to będzie też z nami biegała.
Najzabawniejszy lub najbardziej zapamiętany moment podczas parkrun?
Piotr Żakiewicz: Było ich parę. W zasadzie na każdym biegu jest wesoło, sympatycznie i zabawnie. Na pewno na parkrunie nauczyłem się porządnie wiązać sznurówki. Pani Ewa i pani Ela z pewnością wiedzą o co chodzi. Udowodniłem im, że mężczyźni umieją wiązać sznurówki dzieciom. Co prawda po czwartym razie, ale się udało.
Co cię zafascynowało w biegach parkrun.
Piotr Żakiewicz: Zafascynowało mnie to, że ludzie przychodzą na Parkrun bez względu na pogodę i czas. Przykładowo bieg odbywał się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia czy drugiego stycznia i była bardzo duża frekwencja. Traktują te biegi nie jako rywalizację lecz jako przyjemność. Oczywiście każdy walczy o jak najlepszy wynik, ale nie jest to na zasadzie jakiejś specjalnej „spiny”. Rodzice przychodzą z dziećmi i biegną razem z nimi nie patrząc na czas jaki osiągną i miejsce jakie zajmą. Przykładem mogą być państwo Niedźwiedzcy, Dym czy też Kuczyńscy. Przyprowadzamy dzieciaki i najważniejsze jest dla nas, że chcą się z nami poruszać. Nasi stali bywalcy przyprowadzają swoich znajomych, kogoś z rodziny i oto w tym wszystkim chodzi. Wynik jest sprawą drugoplanową. Kolejna rzecz, to popularność biegów parkrun. Specjalnie na bieg do Lubina przyjeżdżają ludzie z innych miast. Mieliśmy biegaczy, z Gdyni czy Leszna, którzy przyjechali do naszego miasta specjalnie w tym celu.
Czy masz jakieś rady dla początkujących biegaczy parkrun.
Piotr Żakiewicz: Przyjść i zobaczyć z „czym to się je”. Tak jak mówiłem wcześniej, nie chodzi o miejsce i czas jaki się uzyska. Chodzi o to, żeby się poruszać na świeżym powietrzu. Atmosfera jest wspaniała, nikt na nikim nie wywiera presji. Można powiedzieć, że parkrun jest dobrym początkiem na rozpoczęcie przygody z bieganiem. Zawsze można przyjść i najpierw zostać wolontariuszem, zobaczyć jak to wygląda i wtedy, na kolejnym biegu zdecydować się na przebiegniecie trasy. Gorąco polecam.