Depopulacja i brak kompleksowych strategii rozwoju to jedne z głównych wyzwań stojących przed polskimi miastami. Szczególnie trudna jest to kwestia dla miast średniej wielkości, z których co piąte zmaga się z tymi problemami – pokazuje raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Dziennikarz Piotr Witwicki w swojej najnowszej książce „Znikająca Polska” na przykładzie rodzinnego Włocławka analizuje sytuację miejscowości dotkniętych regresem społeczno-gospodarczym i jak podkreśla, jest w nich potencjał do zmian. Potrzebne są jednak konkretne działania, zwłaszcza na poziomie politycznym. Problem wyprowadzek młodych ludzi – przynajmniej w pewnym zakresie – może ograniczyć rosnąca popularność pracy zdalnej.
– Problem miast średniej wielkości i tego, co się z nimi wydarzyło po transformacji i reformie administracyjnej, jest dobrze znany. Opisują go raporty naukowe, które nie są zbyt optymistyczne. Pokazują jasno, że jeśli nie zmienimy sposobu naszego myślenia, to czeka nas bardzo niewesoły scenariusz. Natomiast uważam, że nie ma takiej drogi, z której nie można zawrócić, i pewnie ta książka jest też po to, żeby ktoś zwrócił na to uwagę – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Piotr Witwicki, dziennikarz Polsat News i Interii.
Jak wynika z opracowania Polskiej Akademii Nauk „Delimitacja miast średnich tracących funkcje społeczno-gospodarcze”, transformacja polityczna i społeczno-gospodarcza po 1989 roku spowodowała silną deindustrializację większości miast i problemy z utrzymaniem ich bazy ekonomicznej. Autorzy wskazali 122 średnie miasta tracące funkcje społeczno-gospodarcze, z których połowa została dotknięta silnym regresem.
Zdaniem Piotra Witwickiego na pogorszenie sytuacji niedużych miast bezpośredni wpływ miała reforma Leszka Balcerowicza, ówczesnego wicepremiera i ministra finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, rozpoczęta w 1990 roku. Tzw. plan Balcerowicza miał pomóc w odejściu od gospodarki scentralizowanej i przejściu do rynkowej.
– Radykalna reforma Balcerowicza sprawiła, że rachunek zysków i strat był rachunkiem bez specjalnego przyglądania się i wpatrywania w ludzi, którzy zostali pozostawieni sami sobie. Zapłatą, która potem przyszła, była też radykalizacja społeczeństwa, wykwit różnego rodzaju populizmów. To cena, którą płacimy za to, że gdzieś po drodze zapomniano o tych miejscach – twierdzi Piotr Witwicki.
Na transformację ustrojową nałożyła się przeprowadzona w 1999 roku reforma administracyjna, która ograniczyła liczbę województw z 49 do 16 i która nasiliła problemy wywołane różnicami w umiejscowieniu w hierarchii administracyjno-osadniczej.
To również kryzys demograficzny, obserwowany od kilkunastu lat, który stale się pogłębia – według danych Głównego Urzędu Statystycznego przy uwzględnieniu statystyk urodzeń i zgonów z września 2021 roku deficyt demograficzny za 12 miesięcy sięgnął już 204 tys. osoby. Jak wyliczono w raporcie PAN, populacja miast powiatowych grodzkich zaliczy drastyczny spadek w okresie 2030–2050. Wtedy zjawisko „kurczenia się” miast nabierze jeszcze większego tempa.
– Pewnie nie ma już powrotu do dawnej świetności, w takim rozumieniu świetności miasta przemysłowego za Gierka, ale możliwa jest jakaś inna świetność, która dzisiaj nie przychodzi nam do głowy – mówi dziennikarz. Wśród działań, które jego zdaniem są potrzebne, wylicza deglomerację funkcji publicznych. – Powinna się wpisać w programy polityczne. To też myślenie o Polsce nie tylko i wyłącznie z perspektywy Warszawy.
W 2019 roku ówczesny resort przedsiębiorczości i technologii przygotował raport w sprawie deglomeracji, z którego wynikało, że na 107 urzędów centralnych w Polsce tylko 14 jest zlokalizowanych poza Warszawą. Co najmniej 31 urzędów mogłoby potencjalnie mieć siedzibę poza stolicą.
Kolejnym elementem wpływającym na złą sytuację miast średniej wielkości stała się pandemia koronawirusa. Raport „Polskie miasta w czasach pandemii”, przygotowany pod koniec ub.r. przez Polski Instytut Ekonomiczny, wskazał, że 88 proc. średnich miast (między 20 a 100 tys. mieszkańców) odnotowało pogorszenie sytuacji finansowej w 2020 roku, w tym 28 proc. stwierdziło, że było to zdecydowane pogorszenie. Nieco ponad 40 proc. wskazało, że również obszar związany z sytuacją bytową mieszkańców pod wpływem pandemii się pogorszył. Wiele miast deklarowało również zmniejszenie atrakcyjności dla turystów czy dla biznesu, a co istotne, w średnich miastach znacznie rzadziej niż w dużych planowano inicjatywy na rzecz jej ponownego zwiększania.
Z drugiej strony szansą dla mniejszych miast może być upowszechnienie się pracy zdalnej:
– Nie każdy musi dziś z nich uciekać, może tam pracować, realizować swoje marzenia, nie rezygnując jednocześnie np. z tego, by jego rodzice zajmowali się jego dziećmi – mówi Piotr Witwicki.
Od 1 stycznia 2021 roku na terenie Polski są 954 miasta (dane GUS). Zgodnie z wyliczeniami raportu PIE z 2018 roku to ponad 700 małych oraz ponad 200 średnich miast, w których mieszka około 40 proc. Polaków. 18 proc. średnich miast w Polsce stanowią ośrodki potrzebujące nowych strategii i pomysłu na rozwój. Są one położone przede wszystkim w centralnej, wschodniej i południowej Polsce, a ponad jedną czwartą z nich stanowią byłe miasta wojewódzkie (Chełm, Elbląg, Przemyśl, Tarnobrzeg, Włocławek). Eksperci PIE widzą w przypadku tych miast konieczność interwencji państwowej, bo to one są najbardziej zagrożone skutkami depopulacji. Z kolei 39 proc. średnich ośrodków miejskich określono mianem miast z potencjałem bez silnych wyróżników, z czego co czwarte leży w województwie śląskim. Jako największe zagrożenie dla nich analitycy wskazywali wyludnienie.
Premiera książki „Znikająca Polska” i towarzysząca temu debata o polskich średnich miastach miała miejsce podczas jednego z Thursday Gathering, czyli cyklicznych spotkań w warszawskim Varso gromadzących społeczność innowatorów. Otwarte i bezpłatne dla wszystkich zainteresowanych eventy organizuje co tydzień, w każdy czwartek Fundacja Venture Café Warsaw.
Źródło: Newseria.pl