W wakacje strażacy częściej usuwają gniazda os i szerszeni niż wyjeżdżają do pożarów. W tamtym roku w całej Polsce było kilkadziesiąt tysięcy takich interwencji. Szefowie straży wydali więc nowe wytyczne. – Od teraz wyjeżdżamy tylko do obiektów szczególnego znaczenia, jak na przykład szkoły i przedszkola – mówi Marek Kamiński, zastępca komendanta lubińskiej straży pożarnej.
W lipcu, sierpniu i we wrześniu strażacy rzadko zajmują się gaszeniem pożarów. Więcej czasu poświęcają na wyjazdy do owadów, które zbudowały swoje siedliska w pobliskich budynkach. – W ubiegłym roku 70 procent interwencji dotyczyło tego typu zdarzeń – wyjaśnia Marek Kamiński. – Dlatego komenda główna straży pożarnej postanowiła zmienić nieco procedury i teraz możemy wyjeżdżać tylko do szczególnych przypadków.
Mieszkańcy bloków i domków jednorodzinnych są odsyłani do specjalistycznych firm, które gniazda owadów usuwają, ale odpłatnie.
– Większość ludzi dzwoniło do nas już wcześniej, nie po to żeby prosić o usuniecie gniazda, ale żeby zapytać o adres i telefon firmy, która mogłaby się tym zająć – dodaje Kamiński. – W tym roku wakacje są spokojniejsze. Mieliśmy tylko kilkanaście interwencji związanych z osami.
Ostatnio gniazdo os lubińscy strażacy usuwali wczoraj. Zadzwonił do nich jeden z pracowników Przedszkola nr 13, gdzie w ociepleniu budynku zagnieździły się owady. Strażacy uporali się z osami w 26 minut. – Osy nie zbudowały sobie oddzielnego gniazda, lecz wykorzystały do tego elementy ocieplenia. Spryskaliśmy wszystko płynem owadobójczym i zakleiliśmy otwór pianką – relacjonuje zastępca komendanta lubińskiej straży pożarnej.
Fot. lubińska straż pożarna