Ze spuchniętymi i sinymi stopami trafiła na izbę przyjęć lubińskiego szpitala. – Nie dość, że, choć miałam skierowanie, weszłam do gabinetu prawie pięć godzin później, to jeszcze zamiast nóg, lekarka zaczęła badać mi brzuch – żali się Pamela Wilczyńska.
Pamela Wilczyńska jest 23-letnią mieszkanką Polkowic. Gdy wczoraj wieczorem mocno spuchły i posiniały jej stopy, kobieta postanowiła udać się na pogotowie. – Tam bez problemu dostałam skierowanie na badania do lubińskiego szpitala. Głównie chodziło o to, by wykluczyć zakrzepicę kończyn dolnych i górnych. Miałam nawet możliwość pojechać tam karetką, ale do Lubina ostatecznie zawiozła mnie siostra. Później tego żałowałam – opowiada polkowiczanka.
W szpitalu przy Bema kobieta pojawiła się około godz. 19. – Od początku byłam pierwsza w kolejce, mimo tego co chwilę albo przyjeżdżała karetka albo pielęgniarki i lekarze w kółko powtarzali, że mamy czekać i tak do godz. 23 – relacjonuje kobieta.
Gdy przed północą kobiecie w końcu udało się wejść do lekarskiego gabinetu, myślała, że teraz będzie już tylko lepiej. – Pani doktor zapytała co się dzieje, po czym stwierdziła, że to może być ciąża, więc zamiast nóg zaczęła badać mi brzuch – irytuje się polkowiczanka. – Potem pod tym kątem badano moją krew i mocz. Wyniki, na które z siostrą czekałyśmy do po 1 w nocy oczywiście wykluczyły ciążę, do tego wciąż nie było wiadomo co dzieje się z nogami – dodaje. Lekarka chciała nawet zostawić 23-latkę na obserwację, ta jednak postanowiła wrócić do domu.
O skomentowanie całego zajścia poprosiliśmy rzeczniczkę prasową Regionalnego Centrum Zdrowia, Ewę Pogodzińską. Jak zapewnia przedstawicielka szpitala, pacjenci w izbie przyjęć pracującej w trybie ostrodyżurowym przyjmowani są w kolejności uzależnionej od stopnia zagrożenia ich życia, a personel przestrzegał wszelkich standardów.
– Pacjentka ze spuchniętymi stopami została zarejestrowana na izbie przyjęć o godzinie 21.20. Z dokumentacji medycznej wynika, że lekarze izby przyjęć tego wieczoru mieli wielu pacjentów m.in. przeprowadzali trzy reanimacje i przyjmowali pacjentów przywiezionych przez karetki. Stąd mogło wynikać wydłużenie czasu oczekiwania na przyjęcie pacjentki znajdującej się w stanie stabilnym – wyjaśnia Ewa Pogodzińska.
Rzecznika prasowa potwierdza, że pani Pameli zaproponowano przyjęcie do szpitala i podanie leków. – Personel medyczny dopełnił wszelkich standardów opieki medycznej nad pacjentem – zapew nia. http://youtu.be/bLw0hkSSShE