W spotkaniu z Cracovią swą pierwszą ligową bramkę dla mistrzów Polski zdobył wreszcie Piotr Włodarczyk. Presji mu jednak nie ubędzie. Teraz zacznie się odliczanie do "setki"… – pisze dziennik "Sport".
Choć na swym koncie ma od soboty równo 90 ligowych bramek, jego trafienie do siatki w spotkaniu Cracovia – Zagłębie Lubin odnotowały chyba wszystkie media. Od wielu tygodni trwało przecież swoiste odliczanie upływającego czasu, dzielącego Piotra Włodarczyka od jego ostatniego trafienia ligowego.
– Czułem tą presję. Wiem, że oczekiwania związane z moją osobą były duże, a dziesięć meczów (w trzech kolejkach "Włodar" nie zagrał – dop. red.) bez gola to dla napastnika bardzo dużo – mówi wychowanek wałbrzyskiego Zagłębia. Dolnośląski – rodzinny przecież – klimat okazał się dla snajpera mało przyjazny.
– Sam byłem całą sytuacją coraz bardziej zniecierpliwiony. Fakt, że w poprzednich sezonach zdarzało mi się marnować wiele sytuacji, ale… przynajmniej je miałem. A tu w Lubinie nawet nie udawało się ich stwarzać – opowiadał Włodarczyk po spotkaniu z Cracovią. Już szczęśliwy, bo fatalna passa została zakończona.
– Na pewno miałem w tej sytuacji trochę szczęścia, ale ostatecznie wpadło – podsumowywał wydarzenia z 17 minuty "podwawelskiego" spotkania. – Teraz powinno być wreszcie "z górki" – dodaje lubiński napastnik. Nie bez znaczenia jest fakt, że wiosną zazwyczaj strzelał więcej goli, niż jesienią. Z reguły też aklimatyzacja w nowym towarzystwie zabierała mu sporo czasu. – I stąd mój optymizm – zaznacza "Włodar".
– Jestem pewien, że Piotrek bez problemów dociągnie do "setki" – mówi o swym byłym podopiecznym Czesław Michniewicz, mając oczywiście na myśli akces piłkarza do "Klubu stu". Podkreśla, że przez kilka miesięcy bardzo intensywnie pracował z Włodarczykiem nad przełamaniem owej niemocy snajperskiej. – Również psychologicznie. Wiele razy mu powtarzałem, że Zlatan Ibrahimović przez dwa lata nie strzelał goli dla reprezentacji Szwecji, a był jej podstawowym zawodnikiem – wspomina Michniewicz.
– Próbowaliśmy "na różnych frontach". Poza zajęciami czysto strzeleckimi, pokazywaliśmy naszym napastnikom również nagrania najładniejszych bramek w wykonaniu najlepszych "egzekutorów" Europy – jeszcze przed konfrontacją z "Pasami" zdradzał Rafał Ulatowski, obecny opiekun mistrzów Polski. – Są jednak napastnicy, których nieskuteczność też budzi głosy krytyki, ale są bardzo przydatni drużynie z racji asyst czy w ogóle udziału w akcjach ofensywnych.
Najlepszy przykład to Dirk Kuyt – w Liverpoolu ciężko mu w tym sezonie nawiązać do niegdysiejszych osiągnięć z ligi holenderskiej – dopowiada Czesław Michniewicz. Bezsprzecznie jednak źle nastawione celowniki wszystkich lubińskich napastników nie ułatwiły życia sztabowi szkoleniowemu "miedziowych".
– Staraliśmy się do tej sprawy podchodzić humorystycznie, ale bylibyśmy pewnie w innym miejscu tabeli, gdyby najlepszymi strzelcami drużyny nie byli pomocnik Maciej Iwański i obrońca Manuel Arboleda… – wzdycha były szkoleniowiec Zagłębia. – Cały ten okres kosztował mnie mnóstwo zdrowia. Człowiek wraca do domu i zaczyna analizować: "czemu znowu nie strzeliłem, czemu nie stworzyłem sytuacji?" – mówi Piotr Włodarczyk. – Na szczęście to już za mną.
Pewne jest jednak, że – choć "Włodar" się przełamał – kibice nie popuszczą. Teraz z pewnością zaczną końcowe odliczanie do "setki". I presja znów się pojawi…
Dariusz Leśnikowski/Sport
Dla Piotra Włodarczyka tegosezonowe oczekiwanie na bramkę ligową to… nie pierwszyzna. Podobne okresy snajperskiego „milczenia” przydarzały mu się już wcześniej.
325 dni
20 maja 1998 r. trafił do siatki Rakowa jeszcze jako zawodnik Ruchu Chorzów. Potem nie strzelił już gola w czterech ostatnich meczach sezonu. Przeprowadził się do Legii, gdzie zagrał jesienią 15 razy, bez efektu bramkowego! Wrócił na Cichą, ale i tam jeszcze przez pięć kolejek nie potrafił się przełamać. Zrobił to dopiero 10 kwietnia 1999 r., w spotkaniu z Lechem.
208 dni
To była V kolejka ub. sezonu, 26 sierpnia 2006 r. Legia wygrała z Górnikiem 3-2, "Włodar" zdobył jedną z bramek. Późniejszą strzelecką niemoc przełamał dopiero 1 kwietnia 2007 r., aplikując gola ŁKS-owi Łódź. Warto jednak pamiętać, że w tym czasie mieliśmy ponad studniową przerwę w rozgrywkach.
161 dni
To owa "najświeższa" passa napastnika, przełamana 3 listopada br. w Krakowie. Trwała od 26 maja 2007 r., czyli zakończenia ub. sezonu przy Łazienkowskiej.