Zwykle zaczyna się niewinnie. Katar, gorączka i kaszel – początkowe objawy przypominają tradycyjne przeziębienie. Jednak wirus RSV może być dużo groźniejszy. Choć lekarze dobrze go znają, to jednak w tym roku ich zaskoczył. Pojawił się bowiem kilka miesięcy wcześniej. Oddział pediatryczny Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy, podobnie jak wiele innych placówek w Polsce, od kilku tygodni pęka w szwach. Wśród zakażonych są też mali lubinianie.
W poprzednich latach fala zachorowań zaczynała się w listopadzie, a teraz rozpoczęła się już w sierpniu. – Prawie wszystkie wymazy dzieci w wieku żłobkowym wychodzą na oddziale jako pozytywne. Z reguły wirus atakował w późniejszym okresie, w tym roku uderzył szybciej – mówi Tomasz Kozieł, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy.
– Rodzice albo omijają pediatrów w swoich przychodniach, albo nie mogąc się do nich dostać, wybierają nasz szpital. Nie chcą też czekać z chorymi dziećmi godzinami na SOR-ach w lokalnych szpitalach. To powód dla którego przed izbą przyjęć kolejka nie maleje – dodaje.
W placówce leczeni są nie tylko nim mali pacjenci z rejonu Legnicy, ale także z pobliskich miejscowości, w tym też z Lubina. Kilka dni temu przebywało 32 dzieci, chociaż oddział dysponuje tylko 27 łóżkami.
– Nie możemy odesłać malutkich dzieci, które mają zapalenia płuc z gorączką, dusznościami, kaszlem i katarem – tłumaczą legniccy pediatrzy.
Zdarza się, że do lecznicy trafi dziecko z nieżytem jelitowym, wówczas podczas hospitalizacji dochodzi do zakażeń i biegunek u innych dzieci.
RSV jest wirusem nabłonka oddechowego i odpowiada za 70 procent infekcji dróg oddechowych. Jest szczególnie groźny dla dzieci do drugiego roku życia: noworodków, wcześniaków i niemowląt. Zaczyna się jak zwykła infekcja, po czym przeradza się w dramat. Malec się dusi i traci przytomność. Wtedy konieczna jest reanimacja czy respirator.
Ostatnio tylko w ciągu jednej doby na oddział przyjęto aż 18 dzieci. Co zrobić, aby zaopiekować się wszystkimi?
– Po dwóch lub trzech dniach wypisujemy tylko te dzieci, które uważamy, że mogą opuścić szpital, a na zwolnione przez nie łóżka momentalnie trafiają kolejni pacjenci. Dotąd dziennie dokonywaliśmy po 10-15 wypisów, ale liczba ta zaczyna maleć. Nie wszystkie dzieci szybko dochodzą do zdrowia. Niektóre wymagają dłuższej hospitalizacji – tłumaczą lekarze.