Organizują treningi, zdobywają licencje i patenty, jeżdżą na zawody. Działają non-profit, a utrzymują się ze składek. Za własne środki przebudowali strzelnicę, tak, by jak najmniej przeszkadzać mieszkańcom. Wójt zmian nie zdążył wprawdzie zobaczyć, ale strzelać zabronił. O tej decyzji prezes lubińskich strzelców dowiedział się… od naszej redakcji.

– To zaskakująca decyzja – mówi Krzysztof Pańszczyk, prezes Klubu Strzelckiego Lubin. – Cały czas byliśmy w kontakcie z gminą, podjęliśmy działania, żeby lepiej zabezpieczyć strzelnicę, przebudowaliśmy ją, oś jest dłuższa i szersza, od mieszkańców oddziela nas pełen wał boczny, co powinno ograniczyć problem hałasu. W ostatnią niedzielę mieliśmy spotkanie inauguracyjne. Wygląda na to, że wójt nas wystawił – dodaje zaskoczony.
Problemy klubu strzeleckiego trwają nie od dziś. Najpierw wyrzucono ich z Lubina, bo hałas przeszkadzał mieszkańcom Lubina. Na potrzeby treningów przygotowali miejsce pod Oborą, wójt zaakceptował regulamin i od czerwca ubiegłego roku zazwyczaj spotykają się w niedziele i strzelają między godz. 10 a 14. Wygląda jednak na to, że i tam nie są mile widziani.

– Mieszkańcy Obory przestali czuć się bezpiecznie w swojej miejscowości. W ich opinii strzelnica nie jest właściwe zabezpieczona, a oni boją się, że zbłąkana kula w końcu trafi w człowieka. Skarżą się także na uciążliwy hałas, który zakłócił ich spokój. Pismo w tej sprawie trafiło m.in. do Starostwa Powiatowego w Lubinie, ponieważ to organ, który kontroluje przestrzeganie norm dopuszczalnego poziomu hałasu. Wielokrotnie swoje uwagi w tej sprawie społeczność Obory przekazywała szefowi gminnego samorządu – mówi rzecznik gminy Maja Grohman.
– Tak, wpłynęło do nas pismo z urzędu gminy Lubin, przychodzą też mieszkańcy ze skargami. Zwróciliśmy się do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska o zbadanie poziomu hałasu. – potwierdza Magdalena Gościniak z starostwa powiatowego.
Nie wiadomo, czy WIOŚ będzie miał co zmierzyć, bo wójt uchylił zatwierdzony wcześniej regulamin strzelnicy pod rygorem natychmiastowej wykonalności.
– Wydanie decyzji poprzedzone zostało wizją lokalną, podczas której stwierdzono m.in. brak stanowisk strzeleckich, punktu sanitarnego, dróg ewakuacji czy telefonu lub innych urządzeń łączności. Widoczne były kule w drzewie i przestrzelone gałęzie, będące dowodem na wydostawanie się pocisków w sposób niekontrolowany poza obiekt strzelnicy – mówi rzecznik gminy.

Pańszczyk zarzuty odrzuca, jako pochopne i nieuzasadnione:
– Strzelnica była w przebudowie, a przestrzelone palety i beczki odsunięto na bok, żeby je wyrzucić. Plan strzelnicy i regulamin jest dostępny na każdym treningu, nie ma wymogu, żeby wisiał tam stale – wyjaśnia.
Czy decyzja wójta oznacza, że klubowicze nie mogą już strzelać?
– Ciężko powiedzieć, do nas żadne pismo jeszcze nie dotarło. Wójt nie jest organem uprawnionym do tego, żeby decydować o przyszłości strzelnicy. Wójt może jedynie sprawdzić, czy nasz regulamin jest zgodny z wzorcowym. Raz wydanej zgody, jeśli regulamin się nie zmienił, nie może bez powodu cofnąć. Jeśli są jakieś zastrzeżenia, sprawę powinna zbadać policja, a nie urzędnicy, którzy nic o strzelectwie nie wiedzą, w dodatku weszli na prywatny teren nawet nas o tym nie informując – mówi.
Kilka dni wcześniej, jeszcze w trakcie wielkich porządków, pod nieobecność właściciela terenu i klubowiczów, wizję lokalną na strzelnicy przeprowadzili urzędnicy.
– Stwierdziliśmy bałagan, śmietnisko, pociski w beczkach i paletach, które leżały poza strzelnicą – mówi sołtys. – Mieszkańcy nie chcą strzelnicy, zadecydowali o tym jeszcze na ubiegłorocznym zebraniu wiejskim. Ostatnią petycję w tej sprawie podpisało ok. 400 osób. Strzały są uciążliwe – mówi sołtys Obory Łukasz Kurowski, który na militariach z pewnością się zna, bo sam jest myśliwym. Konflikt trwa, od decyzji strzelcy będą się z pewnością odwyłowywać.
Decyzja wójta wraz z uzasadnieniem TUTAJ.