Kończy się przedświąteczna gorączka. Powoli zaczynają pustoszeć sklepy. Największy ruch obserwuje się teraz wokół kościołów i cmentarzy. Piękna aura sprawiła, że wielu lubinian masowo odwiedza groby najbliższych i to niemal tak tłumnie, jak we Wszystkich Świętych.
Kwiaty i ozdoby świąteczne tanieją w mgnieniu oka. Markety i uliczni handlarze prześcigają się w promocjach ozdób wielkanocnych i słodyczy w okolicznościowych opakowaniach. Raptownie tanieją też kwiaty. Pęczek żonkili, w niektórych miejscach, można już kupić nawet za złotówkę. W kwiaciarniach tulipany kosztują około 2 zł za sztukę.
W wielkanocnym koszyku coraz trudniej znaleźć figurki z cukru czy własnoręcznie malowane jajka. Tradycyjne ozdoby zaczynają ustępować miejsca ryczącym barankom na baterie, piszczącym jajkom czy podskakującym kurczaczkom.
Moda na wyprodukowane w Chinach wielkanocne zabawki przyszła do nas z Niemiec. Kiczowate ozdobniki znajdują coraz więcej nabywców.
Miłośników tandetny broni Edward Wielgus-Czajkowski, który prowadzi kwiaciarnię w lubińskim domu towarowym. Mieszkańcom znany przede wszystkim jako święty Mikołaj i organizator przedświątecznych kiermaszów, z których dochód przekazuje na cele dobroczynne.
– Ozdoby, które dziś uważamy za tradycyjne, kiedyś także nazywano kiczowatymi – tłumaczy Edward Wielgus-Czajkowski. – To naturalne, że moda się zmienia. Najważniejsze, by to co kupimy, cieszyło nasze oko i sprawiało radość – dodaje.
JOM