Wciąga jak bagno, wygląda jak smoła, a zapachem przypomina olej napędowy – na rowy wypełnione dziwną substancją natknęła się w pobliżu domów na Małomicach pani Lucyna. Owczarek niemiecki lubinianki spotkania z tajemniczą mazią o mało nie przypłacił życiem. – Co gdyby wpadło tam dziecko? – zastanawia się kobieta. Sprawą zainteresowaliśmy już starostwo powiatowe, a także urząd i straż miejską. – Nie mamy wątpliwości co do tego, że substancja jest niebezpieczna i szkodliwa dla środowiska – mówi rzecznik prezydenta miasta, Jacek Mamiński.
Dziwną substancję rozlaną na dosyć dużym terenie znalazła pani Lucyna, która codziennie zabiera swojego owczarka niemieckiego na długi spacer w okolice Małomic.
– Zawsze chodzimy tymi samymi drogami. Ostatnio, tuż za zabudowaniami przy ul. Malinowskiego, w miejscu byłego Państwowego Gospodarstwa Ogrodniczego, mój owczarek bawił się z innym pieskiem. Nagle zwierzak jakby się rozpłynął. Wołałam, krzyczałam i nic. W pewnym momencie usłyszałam cichy pisk, więc pobiegłam w jego stronę. Wbiegłam w wysokie chaszcze i zauważyłam jedynie głowę zwierzęcia, która wystawała ponad bagno. Okazało się, że mój pies wpadł do jakiejś dziwnej substancji, z której ledwo go wyjęłam. To był horror, bo gdy tylko zwierzę się poruszyło, ta dziwna mieszanina wciągała go z powrotem – opowiada lubinianka.
Kobieta męczyła się z wyczyszczeniem sierści pupila przez ponad sześć godzin. W końcu zabrała psa do weterynarza.
– Lekarz nie wiedział co to za cholerstwo, więc stwierdził, że trzeba ogolić psa na zero. I tak dobrze, że udało mi się go uratować. Co gdyby na miejscu mojego owczarka było jakieś dziecko? Widziałam tam kilkoro maluchów, które bawiły się w tych okolicach przez całe ferie. Trzeba zrobić z tym porządek, to przecież sama chemia – tłumaczy pani Lucyna.
O sytuacji powiadomiliśmy najpierw straż pożarną i policję. Zarówno jedni, jak i drudzy nie zareagowali, ponieważ nie leży to w ich kompetencjach. – Substancja nie jest rozlana na drodze, więc nie stwarza bezpośredniego zagrożenia w ruchu. Nie mamy podstaw, by zrobić cokolwiek w tej sprawie – stwierdzili.
Zadzwoniliśmy więc do starostwa powiatowego i urzędu miejskiego. – Wstępne oględziny tego miejsca wykazały, że substancja to najprawdopodobniej olej opałowy, który wypłynął podczas rozbiórki kotłów. Obecność takiej substancji w jakimkolwiek miejscu jest bez wątpienia szkodliwa dla środowiska, dlatego będziemy tę sprawę wyjaśniać – zapewnia rzecznik prezydenta miasta Jacek Mamiński.
Jak udało nam się ustalić, teren należy do trzech właścicieli: dwóch osób prywatnych i jednej firmy. Teraz urząd sprawdzi, który z nich jest odpowiedzialny za obszar pokryty olejem. – Wówczas taka osoba zostanie zobowiązana do zlikwidowania wszelkich zanieczyszczeń w okolicy, a sprawa zostanie przekazana do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska we Wrocławiu – tłumaczy rzecznik.
Do sprawy powrócimy.
http://youtu.be/OfSjJTy_cxc