– W cywilizowanym kraju jest nie do pomyślenia, że na oficjalne pismo obywatel nie otrzymuje odpowiedzi. A my nie dostaliśmy żadnej. A gdzie kodeks postępowania administracyjnego? – pyta Jerzy Kucharski ze Stowarzyszenia Stop Odkrywce. Jednak mimo że na poprzedni list do premiera Donalda Tuska nie było żadnego odzewu, stowarzyszenie właśnie wysłało drugi. Zastanawia się także nad złożeniem pozwu zbiorowego przeciwko rządowi.
Tymi sposobami włodarze gmin zagrożonych utworzeniem kopalni odkrywkowej, starają się walczyć z zakusami rządu na węgiel brunatny, znajdujący się w naszym regionie. A właściwie ze sposobem, w jaki państwo chce go wydobywać.
– Często słyszymy, że walczymy tu o dwa stare domy, a przecież to nieprawda – mówi wójt gminy Lubin Irena Rogowska. – Powtarza się też nam, że jedna gmina nie może blokować rozwoju kraju. Nie tylko jedna gmina, przecież ta odkrywka ma być sześciokrotnie większa niż jakakolwiek, która teraz istnieje w Polsce i obejmie wiele gmin – dodaje.
Władzom gmin walczących z odkrywką, wydawało się, że sytuację zmieni wynik referendum, jakie przeprowadzili na swoich terenach. Zdecydowanie „nie” wypowiedziane przez mieszkańców miało przyhamować plany rządu. Okazało się jednak, że w Warszawie nikt się tym nie przejął. Zaproszono więc, dwukrotnie, na rozmowy wicepremiera Waldemara Pawlaka. Ten jednak nie miał czasu, aby spotkać się ze Stowarzyszeniem Stop Odkrywce.
Wczoraj wysłano kolejny list. Tym razem do premiera Donalda Tuska, aby respektował wyniki referendum, które odbyło się w ubiegłym roku. Podpisali się pod nim przedstawiciele dziesięciu gmin, również takich, których planowana kopalnia odkrywkowa nie obejmie. List z prośbą o poparcie wysłano do 50 gmin. Odesłało go z podpisem tylko dziesięć. – Myślę, że jeszcze kilka może przyjść, ale zdecydowaliśmy się już teraz wysłać list, z tymi podpisami, które mamy – dodaje wójt. – Nie czekając też na efekt naszego pisma, rozważamy możliwość złożenia pozwów zbiorowych przeciwko rządowi, o uznanie wyników referendum. Ale to jest ostateczność.
– Z perspektywy Warszawy nasze regionalne problemy są niewidoczne – mówi Jerzy Kucharski. – Jest to pierwszy taki poważny protest, przeprowadzany w sposób elegancki i spokojny. Nie można nas określić mianem „bandy oszołomów” i dlatego rząd nie wie, co zrobić i zaczyna się chyba bać naszej grupy – podsumowuje.