Temat kopalni węgla brunatnego, mającej powstać na terenie podlubińskich wiosek, powraca jak bumerang. Mieszkańcy robią co mogą, aby opracowywane projekty budowy kopalni i elektrowni nie weszły w życie. Wczoraj w Miłoradzicach odbyło się spotkanie lokalnych działaczy, będące kolejną formą protestu.
Poruszenie wśród mieszkańców wywołał artykuł sprzed kilku tygodni, który ukazał się w jednym z lokalnych dzienników. To z niego, a nie z oficjalnych informacji, mieszkańcy dowiedzieli się, że powraca stłumiony w latach 70. temat budowy kopalni. Co gorsze, nikt oficjalnie nie poinformował mieszkańców, że być może czeka ich wysiedlenie. Informacje nie zostały jeszcze potwierdzone, jednak wśród ludzi pojawił się niepokój. Wsie między Lubinem a Legnicą stały się nieatrakcyjne dla inwestorów.
– W ubiegłych latach nasze okolice zaczęły się rozrastać, na wielu działkach budowlanych powstały nowe domy. Teraz wszystko zostało wstrzymane. Doniesienia medialne spowodowały, że ludzie nie chcą kupować ziemi na naszych terenach. Nikt nie chce inwestować pieniędzy w coś, co prawdopodobnie zostanie zniszczone – narzeka Marcin Kołcz, wiceprezes Stowarzyszenia Dialog, Rozwój, Ekologia.
Wiele wsi może zostać wysiedlonych. Od lata 70., kiedy odkryto złoża węgla brunatnego na tych terenach, nie wynaleziono nowych technologii wydobycia. Z tego względu mieszkańcy obawiają się o swój los.
– Prawdopodobnie będziemy mieli powtórkę z historii. 50 lat temu z Kresów Wschodnich wysiedlono naszych dziadków, dziś rząd ponownie chce odebrać im tereny, na których osiedlili się z rodzinami – mówi z goryczą wiceprezes Kołcz.
Mieszkańcy najbardziej obawiają się, że nikt nie będzie z nimi rozmawiał i pomysł bez ich zgody zostanie wcielony w życie. Pierwszą formą sprzeciwu, jaką wystosowali, był otwarty list do premiera Donalda Tuska.
– W ten sposób chcieliśmy pokazać, że obawiamy się tego planu budowy i że borykamy się już z pierwszymi problemami, ponieważ nikt nie chce kupować od nas działek budowlanych. Mamy nadzieję, że ten list przyniesie skutek i będzie dla premiera sygnałem, że społeczeństwo nie śpi i stara się zapanować nad tą sytuacją – mów Kołcz.
Lokalni działacze nie wykluczają, że jeśli list nie przyniesie efektów, to dojdzie do jawnych protestów.
– Podejmiemy wszelkie możliwe kroki. Jesteśmy gotowi nawet zebrać się i pojechać protestować do Warszawy – dodaje Krystyna Żabicka, radna gminy wiejskiej Lubin oraz członkini stowarzyszenia.
Obecnie mieszkańcy czekają na jakąkolwiek oficjalną informację ze strony rządu – zaniepokojeni chcą wiedzieć co dalej.
– We wsi nieustannie się o tym rozmawia. Ludzie wiedzą, że przestał to być temat ukryty. 28 stycznia Komitet Sterujący spotkał się już w tej sprawie z Waldemarem Pawlakiem, który wyraził zainteresowanie projektem – mówi Zbigniew Skowroński, radny oraz członek stowarzyszenia.
– Chcielibyśmy, żeby ktoś nam przestawił konkretne plany. Chcemy znać szczegóły dalszych działań, aby wiedzieć, jak planować życie – dodaje Kazimierz Jaszowski, sołtys Miłosnej.
MS