Natalia Czerwonka: Wiedziałam, że nie mogę ich zawieść

246

O obostrzeniach pandemicznych podczas zimowych igrzysk olimpijskich i ciągłych izolacjach, sportowcy chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Niestety, ale dla wielu uczestników nie dane było w pełni poczuć klimatu tak wyjątkowych zawodów. Dla wielu teraz jest to jak rana, która trudno się goi. Wciąż pamiętają igrzyska nie jako rywalizację z innymi państwami na lodzie czy skoczni, ale wyłącznie jako pojedynek z wirusem, który pokrzyżował im plany.

MiSie z Akademii mocno wspierały Natalię Czerwonkę

Do Polski wróciła niedawno. Ma za sobą już czwarte igrzyska. W pierwszych w Vancouver, wystąpiła jako rezerwowa, ale była w pełni gotowa do rywalizacji. Wróciła z emocjami i radością, że mogła reprezentować kraj podczas igrzysk. W drugich, w Soczi w 2014 roku wywalczyła już upragniony medal bezpośrednio rywalizując na tafli lodowej. Do domu wróciła więc ze srebrnym medalem w biegu drużynowy. W 2018 w PyeongChang medalu nie było, ale za to znakomite rezultaty na dystansach 1000m czy drużynowo. Natalia Czerwonka, bo o niej mowa jest łyżwiarką szybką z wielkim bagażem doświadczeń i tych najlepszych sportowo i tych życiowo bardzo ciężkich. Za nią czwarte igrzyska w życiu, które zaliczy niestety do tej kategorii trudnych przeżyć.

– Każde igrzyska zmieniają mnie jako sportowca, ale także jako osobę. W Vancouver to taka ekscytacja, że na te igrzyska można jechać. Wszystko jest nowe, niesamowite i stołówkę czynną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zdawałam sobie wtedy sprawę, jak duża jest to impreza, ale chyba nie z tego, jak wiele osób ją ogląda. Tam, ze swoją przyjaciółką Luizą Złotkowską spotkałyśmy się po raz pierwszy z wielkim hejtem i komentarzami odnośnie naszych startów. Miałam wtedy dwadzieścia dwa lata i nie wiedziałam, że tego się po prostu nie czyta i nie mówi o tym – wspomina Natalia Czerwonka, lubińska panczenistka.

Każde kolejne igrzyska były różne, ale emocje zawsze takie same. – W Sochi już jechałam po swój medal. Nie mogłam się doczekać. A teraz jak wróciłam to zobaczyłam we wspomnieniach, że to właśnie w tym czasie zdobyłam wtedy medal. Wygrałyśmy z Rosjankami, piękne trybuny pełne ludzi. Spełniłam marzenia i do tej pory mnie to trzyma. Mogę powiedzieć, że jestem spełnionym sportowcem i mam medal w sercu i cała ta walka i droga liczy się najbardziej. Kolejne igrzyska w PyeongChang były dla mnie na pewno najlepsze pod względem indywidualnym. Dziewiąte miejsce na 1500m i dwunaste na 1000m. To, dało mi ogromne zadowolenie i wracałam szczęśliwa – podkreśla Natalia Czerwonka.

Czwarta taka impreza w życiu lubinianki była także inna. Niestety dla niej i wielu innych sportowców bardzo trudna mentalnie.

– To bardzo świeże emocje, bo tyle co wróciłam do Polski. Trudno to opisać, bo jakieś rany i ból w sercu dalej jest. Potrzebuje czasu, aby to wszystko przetrawić. Myślę, że w cudzysłowie normalny człowiek nie wyszedłby stamtąd zdrowy. Mówię to w pełnej świadomości. Co gorsza, wyjście z izolacji na jeden dzień przed swoim startem docelowym, do którego człowiek przygotowywał się cztery lata to staram sobie przypomnieć i już mi się chce płakać, bo weszłam na ten piękny i ogromny stadion i się popłakałam. To nie miałam być ja w tym momencie z tą formą i po takich przygotowaniach. Nie wiedziałam do końca, czy chcę wystartować w tej rywalizacji, a trener dał mi możliwość wyboru i momentu na to, aby podjąć samemu decyzję. Stawiłam się tym bardziej, że jestem dla wielu młodych ludzi wzorem i poddanie się byłoby nie fair – mówi lubinianka.

Natalia Czerwonka tak jak jej koleżanki i koledzy z kadry na pewno długo nie zapomną tych nietypowych igrzysk. Jak podkreśla lubinianka, to pakiet mocnych doświadczeń natury mentalnej. Czasami wydaje nam się, że jesteśmy silni psychiczne i właśnie w takich sytuacjach to największa próba. Bez wątpienia w trudnych chwilach pomagały Natalii jej MiSie.

– Wiedziałam, że nie mogę ich zawieść. Uczę dzieci, żeby przed startem podnosić ręce, aby pokazać, że jest się silnym. Zastanawiałam się przed startem czy to zrobić, ale w końcu podniosłam te ręce. To mi na pewno pomogło – puentuje Natalia Czerwonka.

Wychowankowie Akademii stale przesyłali pozdrowienia, w których podkreślali, jak mocno trzymają za swoją trenerkę kciuki. Po przyjeździe do Lubina, gorąco przywitali ją i w jej obecności odbyli swój trening.

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY