Konsternację wywołała dzisiejsza decyzja lubińskiego sądu, który wbrew oczekiwaniom nie wydał wyroku w sprawie głośnego napadu na nastolatka wyleczonego z choroby nowotworowej. Przewodniczący składu orzekającego poinformował, że bierze pod uwagę możliwość tzw. zmiany kwalifikacji czynu.
– To już za długo trwa! – denerwuje się Jan Witkowicz (na zdjęciu), ojciec pobitego chłopca. – Myślałem, że będzie koniec. A tu widać, że sąd ma jakieś uwagi. W ogóle się tego nie spodziewałem. Jestem rozczarowany i chcę, żeby się to już skończyło. Mój syn czuje się raz dobrze, raz źle – mówi rozgoryczony.
Tak ogromnego zainteresowania nie wzbudzał dotąd żaden z procesów. Stojący w centrum budynku posąg Temidy na pewno nie pamięta, by jakiejkolwiek sprawie towarzyszył aż taki rozgłos. Na zapowiedziane zakończenie procesu przybyły ekipy dziennikarzy z najbardziej znanych stacji radiowych i telewizyjnych, i to nie tylko o zasięgu ogólnopolskim. Pojawił się nawet wóz transmisyjny telewizji TVN, dzięki któremu można na żywo transmitować najważniejsze wydarzenia w kraju.
Oprawcy skatowali niewinnego polkowiczanina do nieprzytomności. Przez tydzień lekarze z oddziału intensywnej opieki medycznej robili, co w ich mocy, by mógł odzyskać świadomość. Kiedy się to wreszcie udało, okazało się, że… pacjent już nigdy nie powróci do pełni zdrowia! Dziś cierpi na padaczkę w wyniku odniesionych podczas napadu urazów.
Sąd nie ogłosił wyroku, ponieważ zastanawia się nad zmianą kwalifikacji czynu oskarżonych. Przewodniczący składu orzekającego, sędzia Marcin Frankowicz, jeszcze raz przeanalizuje poboczny wątek sprawy. Oskarżeni uczestniczyli bowiem także w innej bójce, za co odpowiadają w trakcie tego samego procesu, co za pobicie Łukasza.
W tamtym przypadku prokurator uznał, że obrażenia ofiary wymagały ponadtygodniowego leczenia. Sąd zastanawia się, czy jej rekonwalescencja nie trwała jednak krócej. Wynika to z zapisów w kodeksie karnym, który rozgranicza terminy. Jeśli bowiem leczenie ofiary trwa niespełna siedem dni – policja i prokuratura mogą włączyć się w badanie sprawy na wniosek ofiary. Jeśli jednak leczenie trwa dłużej – ofiara nie może np. odmówić udziału policji w poszukiwaniu lub ukaraniu przestępcy, ponieważ w takich sytuacjach sprawcy ścigani są z tzw. urzędu – inaczej mówiąc, czasami nawet wbrew pokrzywdzonemu.
Dzisiejsza decyzja sądu nie burzy konstrukcji całego aktu oskarżenia, jedynie może go w niewielkim stopniu skorygować. – W przypadku mojego klienta nie zmienia jego sytuacji procesowej – wyjaśnia mecenas Andrzej Pęcherzewski – obrońca głównego oskarżonego, który jako jedyny nie odpowiada z wolnej stopy i na ogłoszenie wyroku oczekuje w areszcie.
JOM, MRT
Szczegóły w najbliższym wydaniu „Wiadomości Lubińskich”