– Nie wiem, jak mam dotrzeć do rodziców tych dzieci. Któregoś dnia naprawdę zdarzy się nieszczęście – mówi zrezygnowana lubinianka pracująca w Polskich Kolejach Państwowych. Kobieta regularnie otrzymuje sygnały oraz sama jest częstym świadkiem zabaw dzieci na torach. Jej zdaniem, nie lepiej zachowują się też dorośli, którzy, zamiast dawać swoim pociechom dobry przykład, sami notorycznie przechodzą tuż przed rozpędzonym pociągiem. Problem jest ponoć dobrze znany zarówno miejscowej policji, jak i Straży Ochrony Kolei w Legnicy. Jednak interwencje służb na niewiele się tu zdają…
Miejscem, gdzie najczęściej dochodzi do wspomnianych sytuacji z udziałem dzieci, są tory w pobliżu parku Solidarności. – Dróżniczka notorycznie nam zgłasza, że niedaleko przejazdu koło szpitala MCZ bawią się dzieci i układają kamienie na torach. Za każdym razem przekazujemy to naszym przełożonym, policji i sokistom, ale interwencje, jeśli już są, to nie przynoszą żadnego rezultatu. Można powiedzieć, powtarza się to praktycznie codziennie – twierdzi nasza rozmówczyni.
Pracownica PKP PLK zwraca też uwagę na skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie dorosłych, którzy w przechodzeniu przez tory zdają się nie widzieć niczego złego. Problem nasila się szczególnie w sobotnie przedpołudnie, w godzinach otwarcia giełdy.
– Od godz. 8 do 12 każdy pociąg trzeba powiadamiać, że tam ludzie zwyczajnie skracają sobie drogę. Sama kiedyś byłam świadkiem, jak kobieta z małym dzieckiem przechodziła przez tory i to dziecko się wtedy potknęło. Nie daj Boże, żeby nadjechał wtedy pociąg, bo nieszczęście gotowe – zauważa lubinianka.
Ostatnia groźna sytuacja na torach w Lubinie miała miejsce w minioną sobotę. – Maszynista zgłosił mi, że kobieta z zakupami przebiegła mu przed samym czołem pociągu. Ten teren nie jest zabezpieczony w żaden sposób. Mam wrażenie, że ludzie nie mają wyobraźni albo świadomości zagrożenia. Pociągi osobowe pasażerskie zatrzymują się i zwalniają, ale już pociągi pospieszne czy towarowe jadą z ogromną prędkością i nie są w stanie w porę wyhamować – ostrzega pracownica PKP PLK.
Okazuje się, że Lubin nie jest odosobnionym miastem, gdzie dochodzi do podobnych zdarzeń. Zgłoszenia o zabawach na torach czy przechodzeniu przez tory stale napływają do posterunku Straży Ochrony Kolei w Legnicy z całego regionu. – W pierwszej kolejności trzeba jechać na miejsce, żeby sprawdzić sytuację. Jeśli funkcjonariusz kogoś tam zastanie wtedy decyduje, jak zakończyć daną interwencję. W przypadku dzieci przekazuje sprawę policji, która jest odpowiednim organem dla nieletnich – tłumaczy pracownik SOK w Legnicy.
Póki co legnickim sokistom nie udało się jeszcze złapać nikogo na „gorącym uczynku” w Lubinie. – Prawdę mówiąc zanim my z Legnicy dojedziemy do Lubina to na miejscu już nikogo nie ma. Przy dobrych wiatrach to jest pół godziny jazdy – dodaje.
Dzwoniąca do nas w tej sprawie Czytelniczka chce zaapelować do wszystkich rodziców, żeby zainteresowali się tym, gdzie i w jaki sposób ich dzieci spędzają czas wolny, a także, by swoim zachowaniem dawali im dobry przykład. Bo w starciu człowieka z kilkuset-tonową maszyną szanse na przeżycie są praktycznie żadne…