– Codziennie od 18 do 21 nie da rady wywietrzyć mieszkania. Na dworze jest siwo od dymu – denerwuje się lubinianin. Z naszą redakcją skontaktował się Czytelnik, prosząc o nagłośnienie sprawy. Ma już dość działkowców, którzy rozpalają ogniska przy ul. Legnickiej. – Na moich ogródkach nie ma wypalania śmieci – mówią jak jeden mąż prezesi ogrodów działkowych, z którymi się skontaktowaliśmy.

Mężczyzna zapewnia, że nie jest to jednorazowa sytuacja, a cyklicznie powtarzający się problem. Kończy się sezon grillowo-działkowy, więc trzeba zrobić porządki. – Jest mnóstwo dymu, po prostu nie można otworzyć okien – skarży się lubinianin.
Ze zdjęć, które nadesłał nam Czytelnik, wynika, że mimo wprowadzonego zakazu niektórzy działkowicze wciąż palą zielone pozostałości swoich upraw. Zgodnie z obowiązującym prawem każda osoba, która na własnej posesji, działce czy przydomowym ogrodzie pali liście, gałęzie i inne roślinne resztki, robi to nielegalnie. A za to grozi grzywna lub nawet areszt.
– W takiej sytuacji dajemy mandat lub pouczenie, w zależności czy sprawca stworzył zagrożenie, czy nie. Kara pieniężna waha się od 20 do 500 zł – tłumaczy Karolina Hawrylciów, starszy aspirant z Komendy Powiatowej Policji w Lubinie.
Jak informuje policjantka, w tym sezonie policjanci jeszcze nie interweniowali na działkach, co nie oznacza, że problem nie istnieje.
Dymu nie da się przeoczyć – widać go i czuć. Trudniej natomiast wskazać winowajcę. Ogródki działkowe przy ul. Legnickiej to rozległy teren, gdzie znajdują się Rodzinne Ogrody Działkowe: „Kalina”, „Lutnia”, „Wieżowiec”, „Żuraw” i „Dolnoślązak”.
Udało nam się skontaktować z większością prezesów ogródków, którzy zaręczają, że w tym roku nikt ich z działkowiczów na wypala roślin na posesji. – W poprzednich latach takie sytuacje się zdarzały, ale nie teraz – zapewniają.

Każdy z ogrodów działkowych posiada swój wewnętrzny regulamin.
– Od wiosny do jesieni ilość zielonych odpadów, powstających w ogrodach, jest bardzo duża. Mamy rozdrabniarkę do liści i gałęzi, którą wszyscy mogą używać. Mamy też odkurzacz, również do wypożyczenia – wylicza Krystyna Gudwiłowicz, prezes ROD „Wieżowiec”. Przerobiony przez rozdrabniarkę surowiec można z powodzeniem wykorzystać jako kompost.
Prezes dodatkowo zapewnia, że na każdym zebraniu uczula działkowców o zakazach. – Nasi działkowicze wiedzą, że nie wolno palić. Niektórzy może mają jeszcze ten stary nawyk, ale walczymy z tym. Temat poruszany jest na apelach, informacja wisi na tablicy ogłoszeń – tłumaczy Gudwiłowicz.
Podobne zapewnienia słyszymy od innych prezesów ROD: – Obowiązują zakazy, których ściśle przestrzegamy. Jeden raz w roku urządzamy ognisko, które jest dozwolone, w legalnym i bezpiecznym miejscu, z okazji naszego święta – Dnia Działkowca – opowiada Józef Strychalski, prezes ROD „Kalina”.
On też twierdzi, że ciężko wskazać, kto nielegalnie pali zielone odpady. – Możliwe, że po 20.00, gdy już jest szarówka, ktoś wypala – głośno zastanawia się Strychalski.
Każdy z zapytanych nas prezesów ROD twierdzi, że to nie u niego, a problem jest pewnie za płotem u sąsiada… Dym jest – winnego nie ma.
Jeśli komuś dokucza dym z palonych liści i gałęzi, powinien powiadomić policję.