Nasz Czytelnik usiłował odwiedzić Muzeum Ziemi Lubińskiej, jakie ponoć – jak pisze w liście do redakcji – funkcjonuje w Lubinie. W czwartek próbował się tam dostać. Co zastał na miejscu, opisuje poniżej:
Niesławne lubińskie muzeum znajduje się na terenie zamkniętym, należącym do zakładów górniczych. O postawieniu samochodu na parkingu pod muzeum można więc tylko pomarzyć, gdyż bez przepustki wjechać na teren nie można.
Parking zewnętrzny jest praktycznie niedostępny, gdyż w godzinach pracy parkują tam górnicy. Wejście na teren zakładów nie wita nas żadną informacją o muzeum. Jedynie strażnik przeszukujący gościom torby wskazuje kierunek.
Wybrałem się tam z kolegą. Po okazaniu, co mamy w skrzynce na sprzęt fotograficzny, zostaliśmy wpuszczeni i skierowani w stronę docelowego obiektu.
Tam przywitały nas drzwi zamknięte na głucho. Dzwoniliśmy i pukaliśmy przeszło 10 minut.
To czas wystarczający na otwarcie nawet, jeśli przebywający w środku pracownik musiałby zejść z klozetowej muszli (wedle informacji strażnika, muzeum ma dwóch pracowników). Bezskutecznie.
Tablicy o porach otwarcia muzeum ani żadnych danych kontaktowych nie uświadczyliśmy. Pozostało nam obejrzeć stojące na zewnątrz eksponaty.
Niestety, i tu czekało nas rozczarowanie, bowiem część tabliczek informacyjnych była pusta – ktoś zerwał kartki, a pracownicy muzeum najpewniej nie kwapili się z wydrukowaniem nowych.
Amatorszczyzna w najgorszym wydaniu i wstyd dla miasta. Jan Wyżykowski, patron muzeum, w grobie się przewraca… Pytanie, z czyich pieniędzy dotowane są wypłaty dla pracowników muzeum? Oby nie z lubińskich podatków…
pozdrawiam