W 15. kolejce pierwszej ligi piłkarze KGHM Zagłębia Lubin zremisowali w czymś na wzór meczu z Kmitą. Boisko w Zabierzowie było w fatalnym stanie i drużyny nie mogły grać w piłkę. Swojego rozżalenia po nie kryli obaj szkoleniowcy, właśnie Dariusz Fornlak nazwał to spotkanie "czymś".
W sobotnie popołudnie w roli głównej na stadionie w Zabierzowie wystąpiła murawa. Już wcześniej docierały informacje, że płyta jest w fatalnym stanie i bardziej przypomina grzęzawisko niż arenę sportowych zmagań. Większość brała te doniesienia z przymrużeniem oka, jednak okazało się, że nie były one przesadzone…
– Chce Pan wymusić na mnie odpowiedź, że zagraliśmy słabo? Dobrze, zagraliśmy słabo. Lecz na tym czymś to nie miało znaczenia. Jakby przyjechała tutaj Barcelona i Real Madryt, to również gracze tych drużyn nie mieliby prawa zaprezentować swoich możliwości – nie krył irytacji trener Fornalak, po tym, jak Waldemar Kordyl z Gazety Wyborczej usilnie starał się wmówić szkoleniowcowi, że jego drużyna zawiodła.
Może to brzmi złośliwie, ale dopuszczenie do rozgrywania meczu na takiej murawie to kiepski żart. Gdy w pierwszej odsłonie Szymon Pawłowski dynamicznie ściął z prawej strony do środka i oddał uderzenie lewą nogą, prawie urwał sobie nogę. Chwilę wcześniej po rzucie wolnym Michała Golińskiego piłkę zgrał głową Wojciech Kędziora, ale uderzenie z pierwszej piłki Mate Lacicia przeleciało nad poprzeczką bramki strzeżonej przez Mateusza Różalskiego.
Kmita miał również swoje okazje. Gołym okiem było widać, że gospodarze znacznie lepiej czują się na tej nawierzchni, doskonale im zresztą znanej, choć do momentu otrzymanie czerwonej kartki przez Mateusza Bartczaka to Zagłębie było stroną wyraźnie dominującą. Lubinianom trudno było jednak się przestawić na granie piłki – nazwijmy to – wiejskiej. Polegającej na jak najdalszym wykopywaniu futbolówki do przodu, najlepiej w kierunku Piotra Bagnickiego. Ten zaś w stylu Krzysztofa Oliwy popisowo (choć i niekiedy po chamsku) rozbijał naszych obrońców. W jednej z akcji, już w drugiej odsłonie, zaatakował w niegroźnej sytuacji Aleksandra Ptaka. Nasz golkiper tak się wkurzył, że musiał go powstrzymywać Mate Lacić. Inaczej „Ptaszek” wymierzyłby samodzielnie sprawiedliwość.
„Coś” jednak w Zabierzowie się odbyło i odbywać się będzie, kiedy Kmita występować będzie w roli gospodarza. „Coś” zakończyło się podziałem punktów, a piłkarze z Lubina cieszą się, że wyprawę do Zabierzowa mają już za sobą.
Kmita: 1. Mariusz Różalski – 19. Marcin Makuch, 8. Dariusz Romuzga, 5. Jan Cios, 13. Piotr Powroźnik – 7. Maciej Bębenek (78, 14. Paweł Szwajdych), 6. Dariusz Zawadzki, 17. Hubert Kościukiewicz, 9. Dariusz Gawęcki – 15. Piotr Bagnicki (90, 10. Paweł Wasilewski), 20. Wojciech Fabianowski (61, 16. Konrad Cebula).
KGHM Zagłębie: 30. Aleksander Ptak – 19. Grzegorz Bartczak, 18. Mate Lacić, 4. Michał Stasiak, 33. Costa Nhamoinesu – 23. Szymon Pawłowski, 8. Mateusz Bartczak, 25. Łukasz Hanzel, 77. Michał Goliński (84, 14. Dariusz Jackiewicz), 27. Wojciech Kędziora (78, 20. Robert Kolendowicz) – 22. Ilijan Micanski (65, 7. Dawid Plizga).
Żółte kartki: Makuch, Gawęcki – M.Bartczak, Stasiak.
Czerwona kartka: Mateusz Bartczak (53. minuta, Zagłębie, za drugą żółtą).
ZYG
Foto:Krzysztof Mularczyk – Zabierzów