Mieszkają za blokami i trują mieszkańców

22

Tuż za blokami przy ulicy Krupińskiego urządzili sobie koczowisko. Albo coś na kształt mieszkania w plenerze. Ale nie to jest największym zmartwieniem mieszkańców. Problem w tym, że bezdomni, którzy tam pomieszkują palą kable i wszystko co wpadnie im w ręce. – Cała okolica cuchnie od dymu ze śmieciowego ogniska – denerwuje się jedna z naszych Czytelniczek.

Lubinianka tłumaczy, że z dzikimi lokatorami pobliskiego zagajnika mieszkańcy osiedla walczą już od dawna. – Urządzono tam sobie dzikie wysypisko. Mężczyźni wątpliwej reputacji od rana do wieczora wypalają tam śmieci i kable. Czy mieszkańcy nie mają prawa otworzyć okien w swoich mieszkaniach? Teraz grozi to zasmrodzeniem mieszkania przez dym ulatniający się z nielegalnego wysypiska – narzeka kobieta.

Ale to nie wszystko. W zagajniku mężczyźni spożywają też alkohol, więc mieszkańcy obawiają się kontaktu z nimi, kiedy na przykład wyjdą z psem na spacer.

– A jeśli kiedyś wpadną na pomysł, że wypalanie kabli to mało dochodowy interes i postanowią kogoś napaść? Albo kiedy ogień wymknie im się spod kontroli? Obok jest parking samochodowy, więc nie trudno o ogromne szkody. Miasto powinno likwidować takie miejsca, bo takie właśnie miejsca są bazą dla wszelkiej patologii – zauważa lubinianka.

Straż miejska zajęła się już sprawą. Strażnicy na pewno częściej będą kontrolować to miejsce. Ale jak tłumaczy zastępca komendanta Paweł Łazor, sprawa nie jest taka prosta i trzeba ją rozpatrywać dwutorowo.

– Pierwsza sprawa to wypalanie odpadów i nieczystości. To jest wykroczenie, bo takie działania są zakazane. Żeby działać, musimy jednak otrzymać od mieszkańców sygnał w momencie, kiedy te śmieci są palone. Wtedy od razu pojawimy się na miejscu i możemy interweniować. Jednak w momencie, kiedy sprawców nie ma już w tym miejscu, trudno cokolwiek zrobić – wyjaśnia Paweł Łazor.

Natomiast bezdomni i miejsca, w których przebywają to odrębna kwestia. Szczególnie teraz w okresie zimowym strażnicy wraz z pracownikami MOPS-u regularnie odwiedzają wszelkie znane im punkty. Namawiają bezdomnych, bo skorzystali z noclegowni, jednak zwykle słyszą odmowę. Powód? W takich miejscach nie wolno spożywać alkoholu.

– Dlatego mamy związane ręce. Nikogo nie można zmusić, by pojechał z nami i opuścił dane miejsce. Wyjątkiem są osoby, które są wyraźnie pod wpływem alkoholu, co jest zagrożeniem dla ich życia i zdrowia, bądź stanowią zagrożenie dla innych osób. Wtedy taka osoba może zostać zatrzymana – tłumaczy zastępca komendanta.

Strażnicy podpowiadają, że pomóc może też interwencja właściciela terenu. Tak jak było w przypadku nieczynnej stacji benzynowej obok Zespołu Szkół Integracyjnych. Na tyłach stacji, a tuż przed budowanymi tam kamieniczkami, bezdomni urządzili sobie podobne koczowisko. Właściciel uprzątnął rzeczy, które tam zgromadzili, i bezdomni zniknęli. W tym przypadku może być podobnie. Jednak z drugiej strony strażnicy zauważają, że trzeba zastanowić się co jest dla nas lepsze – bezdomni, którzy urządzą się gdzieś na uboczu, na przykład w zagajniku nieopodal ulicy Krupińskiego, czy kiedy śpią na klatkach schodowych. – Bo gdzieś się przecież podziać muszą – mówi jeden z funkcjonariuszy.

 http://youtu.be/bAxG6SnHeeU


POWIĄZANE ARTYKUŁY