Michniewicz dostanie odszkodowanie?

23

Pietryszyn i Michniewicz idą na kawę, a potem do PZPN-u walczyć o swoje racje. Choć od zwolnienia Czesława Michniewicza z funkcji trenera Zagłębia Lubin minął już ponad tydzień, wciąż nie wiadomo, na jakich zasadach rozejdą się drogi szkoleniowca i jego byłego klubu – pisze "Gazeta Wrocławska".

Wszystko dlatego, że szefowie miedziowych ani myślą płacić Michniewiczowi za przedterminowe zerwanie kontraktu. A ten nie chce rezygnować z należnych mu – jego zdaniem – pieniędzy.
 

Gdy prezes Robert Pietryszyn zdecydował się na zakończenie współpracy z opiekunem drużyny, zaczęto szukać oficjalnych powodów. Bowiem, w myśl zasad ustalonych przez futbolową centralę, kontrakt trenerski może zostać rozwiązany tylko w trzech przypadkach. Z winy trenera, klubu bądź za porozumieniem stron.

Zagłębie wybrało pierwsze rozwiązanie. Na wypowiedzeniu wręczonym Michnie-wiczowi znalazł się więc zapis o tym, że szkoleniowiec naraził na szwank dobre imię klubu (chodziło o negocjacje z Los Angeles Galaxy, jakie miał prowadzić polski Mourinho – jak się potem okazało, była to prowokacja jednego z tabloidów.

Z punktu widzenia pracodawcy pomysł dobry. Dyscyplinarne zwolnienie pozwalało zaoszczędzić na odprawie. A chodziło o pieniądze niebagatelne, bo o ok. milion złotych (Michniewicz miał kontrakt ważny do 2009 roku). Problem w tym, że Polski Związek Piłki Nożnej nie uznał powodów przedstawionych przez Zagłębie i nie rozwiązał kontraktu z winy Michniewicza.

Wtedy w Lubinie przypomniano sobie o rezygnacji, jaką trener wysłał 9 lipca z obozu drużyny w Austrii. Dzień później się z niej wycofał, ale – zdaniem klubowych włodarzy – w tym momencie włączony został zegar, który po odmierzeniu trzech miesięcy (a więc klasycznego w prawie pracy okresu wypowiedzenia) obwieścił koniec ery Michniewicza w Zagłębiu.

Sprawa ponownie trafiła do PZPN-u. Najpierw do Wydziału Szkolenia, a następnie do Wydziału Dyscypliny. W przyszłym tygodniu okaże się, czy racja leży po stronie klubu i Michniewiczowi nie należy się nic. Czy też rację ma trener, który chce odszkodowania za przedterminowe i, jego zdaniem, bezprawne zwolnienie z pracy – jeśli nie całą należną mu sumę, to przynajmniej jej część.

Wydaje się jednak, że Zagłębie stąpa po dość kruchym lodzie. Po pierwsze, futbolowa centrala nie uznaje okresów wypowiedzenia w przypadku kontraktów dla szkoleniowców. Po drugie zaś – jeśli rzeczywiście szefostwo klubu odliczało trzy miesiące od rezygnacji trenera i termin ten minął 9 października, to w jaki sposób Michniewicz mógł prowadzić miedziowych przeciwko Jagiellonii dziesięć dni później ? Właśnie na te pytania będzie musiał odpowiedzieć Wydział Dyscypliny.

Na razie zarówno trener, jak i prezes robią dobrą minę do złej gry. We wtorek spotkali się nawet w Lubinie. I atmosfera tego spotkania była podobno dość przyjazna.

"Wypiliśmy kawę, pogadaliśmy przez godzinę. Dałem mu nawet pióro w prezencie i życzyłem, by szybko podpisał nim nowy kontrakt" – opowiada Robert Pietryszyn. "Przy okazji trener rozliczył się z komórki oraz samochodu. Do zdania został mu już tylko laptop".

Czy niedługo zamiast lubińskiego laptopa Czesław Michniewicz będzie miał w ręku lubińskie miedziaki? Na to pytanie odpowiedzą już panowie z PZPN-u.

"Gazeta Wrocławska"


POWIĄZANE ARTYKUŁY