W każdym meczu kibice KGHM Zagłębia Lubin skadnują jego nazwisko i nic w tym dziwnego, bo bułgarski napastnik imponuje formą strzelecką od samego początku rozgrywek. Po siedmiu ligowych kolejkach Ilijan Micanski ma na koncie dziewięć trafień i przewodzi najlepszych strzelcom zaplecza ekstraklasy. Do swego wyczynu ma jednak pewien dystans…
– Wiem, czego się wymaga od napastników, ale w moim odczuciu, oprócz zdobywania goli, zawodnik grający na mojej pozycji musi także prezentować dobrą grę. Ja nie będę wpisywał się na listę strzelców co mecz. Będę jednak się cieszył, jeśli będzie taka sytuacja, że nie strzelę bramki, ale zagram swój najlepszy mecz. Były już takie momenty, akurat nie w Zagłębiu, że zdobywałem dwa gole, lecz nie byłem zadowolony ze swojej gry. I odwrotnie – były spotkania, w których nie udało mi się pokonać bramkarza, ale mecz był niesamowicie udany dla mnie. Szkoda tylko, że nikt tego wtedy nie potrafił zauważyć – wspomina Ilijan, ale niespecjalnie chce wracać do przykrych dla siebie chwil. I słusznie. Chociaż jeszcze na moment zahaczył o "poznański epizod". – W Lechu prezentowałem poziom dużo wyższy niż ten, który prezentuje obecnie w Lubinie. Serio. Ludzie, widząc mnie na treningach, bo w meczach nie mieli tej szansy, łapali się za głowy. Koledzy mówili: „Ilijan, to niemożliwe, że ty nie grasz!”. A jednak. W Poznaniu prezentowałem naprawdę świetny poziom. Szkoda, że nie dostałem szansy zaprezentowania tego na boisku – opowiada będący obecnie w świetnej dyspozycji strzeleckiej Ilijan Micanski.
W dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym” pojawił się wywiad z Marcinem Robakiem, napastnikiem łódzkiego Widzewa. W tej rozmowie Robak powiedział, że Micanski wcale nie jest taki znakomity…
– Przeczytałem tę wypowiedź, bo akurat w szatni była gazeta. Nie uważam, żeby wypowiedział on jakieś ostre słowa pod moim adresem. Przede wszystkim jednak chcę zaznaczyć, że mnie tak naprawdę nie interesuje to, co kto mówi pod moim adresem. Pamiętam, że jak miałem ciężkie momenty w karierze, wówczas dużo ludzi mało pochlebnie wypowiadało się na mój temat. A ja dalej wierzyłem w swoje umiejętności. Z kolei teraz, gdy gram dobrze, wielu ludzi mówi mi, że jestem super gość, super piłkarz. A ja jestem takim samym gościem i takim samym piłkarzem, jakim byłem przez trzy minione lata, może z tym wyjątkiem, że w tym okresie nabrałem większego doświadczenia i ogrania. Idzie mi obecnie nieźle, jest fajnie i miło, ale myślę, że prezentowany przeze mnie poziom będzie jeszcze wyższy.
Podobno obiecałeś trenerowi Fornalakowi, że zostaniesz w tych rozgrywkach królem strzelców I ligi?
– Nie do końca. Właściwie to było dla mnie trochę zaskoczenie, kiedy przeczytałem artykuł na ten temat w jednej z gazet. Cóż, ktoś musi dmuchać balon poświęcony akurat mojej osobie. Ja sam sobie obiecałem, że do końca będę walczył o to, żeby tych goli mojego autorstwa było jak najwięcej. I zrobię wszystko, żeby tak faktycznie było, a jeśli przy okazji zostanę królem strzelców, to super. Będę się cieszył.
Po strzelonych bramkach w charakterystyczny sposób manifestujesz swoją radość. Co to oznacza?
– Właściwie to nie wiem (śmiech). Wymyśliłem to tak spontanicznie. Mam nadzieję, że jak najwięcej razy będę mógł się cieszyć w ten sposób.
To ile razy?
– A ile meczów zostało do końca sezonu? Dwadzieścia? Więcej? To jeszcze ze dwadzieścia! A tak poważnie, to naprawdę ciężko było mi dojść do tego, co wypracowałem w tym sezonie. Naprawdę. Przypominam sobie sytuację, że w niektórych klubach strzelałem dwie bramki, a później się zacinałem. Kiedy człowiek sobie myśli „Teraz będzie tylko z górki”, to później się okazuje, że wcale nie jest tak łatwo.
Czy po świetnym początku rundy obrońcy rywali poświęcają Tobie więcej uwagi?
– Niekoniecznie. Niektórzy wiedzieli, że jestem groźny, ale i tak nie dali rady mnie powstrzymać. Tak jak my zwracamy uwagę na czołowe postacie drużyn, z którymi się mierzymy, tak inni koncentrują się na naszych najważniejszych graczach.
Która bramka, spośród tych ośmiu, które strzeliłeś była najważniejsza albo najładniejsza?
– Najtrudniejsze było wykonanie rzutu karnego w meczu z Widzewem Łódź, przy stanie 3:3. To był mój pierwszy oficjalny mecz w barwach Zagłębia i musiałem wykorzystać tę „jedenastkę”. Trener przed tym spotkaniem wyznaczał graczy oddelegowanych do strzelania karnych, niby byłem wyznaczony jako pierwszy, ale tak naprawdę miał uderzać ten, kto czuje się na siłach. I ja się czułem. Lecz wiesz jak to jest: strzelisz w takim momencie karnego, jest super, wszyscy mówią, że dzięki Tobie drużyna wygrała mecz. Nie wykorzystasz i karta się odwraca-jesteś głównym winowajcą porażki. Karne to loteria, choć w tym, jak w każdym innym elemencie w piłce potrzebne są i umiejętności.
Lecz karnego wykorzystałeś także w meczu z Turem Turek (5:0).
– To prawda, ale rzut karny został podyktowany przy stanie 2:0 dla nas. Wówczas była zupełnie inna odpowiedzialność. Nie towarzyszyła mi taka presja, jak we wspomnianym meczu z Widzewem. Niemniej, fajnie, że udało się i z Turem trafić w ten sposób do siatki.
Co sobie myślałeś, gdy siedziałeś na ławce w meczu w Katowicach, a gospodarze, którzy nie grali absolutnie nic, najpierw strzelili nam jednego gola, później drugiego i ostatecznie wywalczyli punkt?
– Przy stanie 2:0 byłem spokojny. Myślałem o radości z wygranej, jaka będzie towarzyszyć nam podczas powrotu do Lubina. Gdy padł gol kontaktowy, wiedziałem, że skończy się tak, jak się skończyło.
Jak przebiegała podróż powrotna?
– Powiem krótko: po zwycięstwie jest fajnie, po porażce zgoła odmiennie. Wiem, że padł wynik remisowy, ale ja to traktuję jak porażkę. W Stalowej Woli wszyscy wiedzieliśmy, że graliśmy źle i przegrana była zasłużona. Teraz graliśmy dobrze, ale trochę przez przypadek, lecz także z naszej winy, tylko zremisowaliśmy ten wygrany mecz. W ostatnich dziesięciu minutach nie graliśmy tego, co umiemy i powinniśmy prezentować i to się zemściło.
Cel na najbliższe mecze to sześć punktów?
– Wiadomo, jaki jest cel. Ale przeciwnicy też marzą o punktach. Jeśli chodzi o mnie, to pierwszy mecz wydaje się być trudniejszy niż drugi, ale równie dobrze może być odwrotnie. Faktem jest, że w tych dwóch pojedynkach interesuje nas wyłącznie sześć punktów. Jestem jednak zdania, że jeśli my będziemy grać to, co potrafimy, to wtedy żadna drużyna w tej lidze nie będzie w stanie nam się przeciwstawić.
Cel na dwa najbliższe mecze dla Ilijana Micanskiego?
– Bez kartki i bez kontuzji. A wówczas zobaczymy, co będzie dalej.
ZYG