MCZ uspokaja pacjentów onkologicznych

192

LUBIN. – Wszyscy pacjenci oddziału onkologicznego Miedziowego Centrum Zdrowia są poddawani chemioterapii i nikogo nie odsyłamy z kwitkiem – uspokaja ordynator dr Andrzej Kaiser. To reakcja na dzisiejszy tekst, jaki ukazał się w dolnośląskim dodatku „Gazety Wyborczej”. Z artykułu wynika, że z powodu braku leku, placówka nie może ratować życia swym podopiecznym.

 

Do redakcji wrocławskiego dziennika zgłosił się 46-letni górnik z ZG Lubin, cierpiący na czerniaka. Mężczyzna leczył się w MCZ, ale na początku czerwca usłyszał, że szpitalowi skończyła się dakarbazyna – lek stosowany w chemioterapii chorych na czerniaka. Pacjent na własną rękę zaczął więc szukać ratunku w Dolnośląskim Centrum Onkologicznym oraz u dziennikarzy.

– Faktycznie, lek się skończył, ale wciąż prowadzimy terapię, tyle że zastępczą przy wykorzystaniu innych specyfików – przyznaje dr Andrzej Kaiser. – Bezskutecznie szukaliśmy go we wszystkich hurtowniach, stąd zdecydowaliśmy się na tak zwany import docelowy, polegający na sprowadzeniu leku z zagranicy za pośrednictwem ministerstwa zdrowia, a to trwa – tłumaczy.

Ordynator lubińskiego oddziału onkologii klinicznej mówi, że jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło się, by proponował pacjentowi, aby sam walczył o leki dla siebie. – To już któryś raz, jak w Polsce brakuje dekarbazyny. Problem jest ogólnopolski, a nas nikt nie poinformował, że lek na kilka miesięcy zniknie z rynku – tłumaczy dr Kaiser.

Gazeta zastanawia się, dlaczego lubiński szpital nie zrobił zapasów leku, skoro o tym, że specyfik będzie niedostępny wiadomo było od stycznia. – Nie jestem wróżką i nie mam pojęcia, ilu pacjentów będzie chorować na czerniaka i gdybym magazynował lek, który nie zostałby wykorzystany i się przeterminował, to dopiero byłby problem i zarzut o marnotrawstwo – zauważa dr Kasiser.

Ordynator mówi, że w MCZ na czerniaka leczy się od trzech do pięciu osób. Deficytowej dakarbazyny nie wykorzystuje się w leczeniu najczęściej występujących nowotworów – raka płuc czy jelita grubego.

– Jest mi bardzo przykro, bo od dekady pracujemy na dobre imię naszego oddziału. I nie da się ukryć, że ten artykuł rzuca cień na naszą działalność – ubolewa dr Andrzej Kaiser.


POWIĄZANE ARTYKUŁY