Marcin Ławicki: Myślę o licencji Pro

17

Przerwa zimowa, to dla Marcina Ławickiego czas wzmożonych treningów. Po okresie roztrenowania, lubiński triathlonista jeździ sporo na rowerze, albo pływa. Poprosiliśmy reprezentanta LABOSPORT Team MTS Lubin/CCC, aby podsumował swoje dokonania z 2015 roku.

Cykl Garmin Iron Triathlon na dystansie 1/4 Ironman, była dla ciebie w tym roku wyjątkowy. Po ostatnim etapie w miejscowości Gołdap, wiedziałeś już, że jesteś zwycięzcą tegorocznej imprezy.

Marcin Ławicki: Jeden z największych moich dotychczasowych sukcesów. Tym bardziej cieszy, bo była to impreza cykliczna. Dziesięć tygodni ścigania. To nie była forma jednego tygodnia, tylko przez cały sezon. To bardzo mnie cieszy, że sam potrafiłem doprowadzić się do takiej formy. Samo trofeum ogromnie cieszy jako nagroda, ale dodatkowo, że był to największy cykl w Polsce. W każdym etapie startowało między trzysta a pięćset osób.

Wysoka forma przełożyła się na późniejsze starty.

Marcin Ławicki: Garmin Iron Triathlon, był przygotowaniem do największych późniejszych imprez. Mówię tu o Herbalife Triathlon Gdynia, gdzie startowało dwa tysiące osób i później mistrzostwa świata.

Należy podkreślić, że efekty jakie osiągnąłeś, wypracowałeś własną pracą. Sukces, jak choćby wywalczenie złotego krążka podczas Pucharu Polski w Dębnie w 2009 roku, czy dobre miejsce podczas mistrzostw Polski na dystansie olimpijskim, musi smakować podwójnie?

Marcin Ławicki: Napędza mnie chęć ścigania i chęć rywalizacji. Od ostatniego roku, dodatkowym motorem napędowym jest sponsor. Jest to komfort, bo nie martwię się o sprzęt jak i same wyjazdy, zarówno te w Polsce jaki w całej Europie. Niektórzy drapią się po głowie i mówią do mnie, po co to robisz. Co prawda przez zimę jest naprawdę ciężko i czasem się odechciewa, ale już sam sezon sprawia, że jest to wisienka na torcie w tym sporcie.

Wspomniałeś o Europie. Powiedzmy więc może o twoich wojażach w Hiszpanii. Zdecydowałeś się sam na zgrupowanie w jednym z państw Półwyspu Iberyjskiego. Zupełnie inne i cięższe warunki, a regularność treningów musi być zachowana.

Marcin Ławicki: Cały cykl przygotowań wiąże się ze zgrupowaniami. Niestety nie wszystko da radę wypracować w Polsce. Ciężko przy temperaturze minusowej, zrobić cztery godziny na rowerze. Trzeba więc uciec na zgrupowania dalej. Najczęściej właśnie w Hiszpanii. Mam tam możliwość trenowania z najlepszymi kolarzami w Polsce. Od dwóch lat, jeżdżę z zawodnikami CCC Sprandi Polkowice. Jest młodzieżowa grupa, której poziom mi odpowiada. Wspaniale się z nimi rywalizuje na treningach.

Niedawno rozmawialiśmy, że taka rywalizacja poza granicami kraju, daje więcej niewiadomych dla rywali Polsce. Przecież od kilku lat na linii startu pojawiają się starzy znajomi, którzy znają się sportowo jak łyse konie.

Marcin Ławicki: Dokładnie. Jak wszyscy wiedzą, że na starcie pojawi się Mikołaj Luft, Marcin Ławicki czy Krzysztof Augustyniak, to można sobie żartobliwie już przed samym startem końcową czołówkę zaplanować. Znamy się dobrze, więc rywalizacja z zawodnikami z zagranicy, to wspaniała wielka niewiadoma. Można nabrać doświadczenia i ich podgonić.

Prócz jazdy na rowerze dużo biegasz. W tej konkurencji triathlonowej, pomagają ci występy na choćby Biegu Barbórkowym czy Grand Prix Zagłębia Miedziowego.

Marcin Ławicki: Mój trening jest zróżnicowany. Zajęcia mogę dopasowywać do pogody. Jest przez dwa dni brzydka pogoda, pada deszcz, to robię sobie większą objętość pływacką na basenie. W zimie dodatkowo uruchamiam siłownię. Same starty biegowe, to efekt wszech stronności triathlonu. Bieg Barbórkowy czy Grand Prix, to występy, które za każdym razem są świetnym bodźcem treningowym. Rywalizacja i adrenalina, to rzeczy, które wyciągają z ciebie rywalizujący biegacze.

Twoje panie (żona i córka przyp. red.) pozwalają ci na takie dalekie starty? Nie proszą, abyś odpuścił sobie niektóre?

Marcin Ławicki: Córka jeszcze nie mówi, ale za chwilę zaraz zacznie i pewnie będzie mi zwracać uwagę na te kwestie. Żona jest przyzwyczajona do takiego życia. Bardzo mi w tym wszystkim pomaga. Poznaliśmy się, kiedy już byłem zawodnikiem i razem ze mną weszła w ten sport. Nawet gotowanie w domu jest podporządkowane moim startom, czyli cała dieta. Muszę jednak podkreślić, że dziewczyny bardzo dużo jeżdżą ze mną na zawody. Gdzie tylko jest łatwość dojazdu i adaptacji w danym miejscu, to jeżdżą ze mną. Oczywiście jeśli mamy takie wyjazdy ponad siedemset kilometrów, jak do miejscowości Gołdap, to rezygnujemy, bo córka nie ma jeszcze roku. Ogólnie jednak córka jest już przyzwyczajona do dalekich podróży z mamą i tatą.

Ważna zmiana sportowa czeka cię w przyszłym roku.

Marcin Ławicki: Mam zamiar wykupić licencję Pro. Kwalifikuję się do tego, bo należy ją podeprzeć wynikami sportowymi. Takowe już mam, więc mogę ją wykupić i ścigać się z mistrzem świata na dystansie Ironman czy połówce Ironman, a nie jak do tej pory w kategoriach wiekowych.

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY