Ludzie z pasją: Morze działa jak magnes

1879

W najlepszych czasach szkolili nawet 600 młodych żeglarzy rocznie. Dziś zostało ich niewielu, ale swój żeglarski klub wciąż utrzymują i nadal razem wychodzą na wodę. Tym, którzy nie złapali jeszcze tego bakcyla lub którym trudno jest uwierzyć, że Lubin był kiedyś dobrą przystanią dla żeglarzy, postanowili opowiedzieć swoją historię w książce – członkowie jachtklubu Chalkos zebrali swoje wspomnienia znad Zalewu Małomickiego i nie tylko.

Fot. Joanna Dziubek

W wydanej własnym sumptem książce, opracowanej przez Wydawnictwo Finestra, żeglarska brać z Lubina opisuje historię klubu, który powstał równo pół wieku temu. Do 1992 roku pieczę nad nim sprawował Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi, co pozwalało członkom klubu systematycznie organizować żeglarskie szkolenia i rejsy.

Dla starszych lubinian lektura ta może być piękną podróżą sentymentalną do czasów, gdy na obrzeżach miasta widywało się białe żagle. Dla młodszych – ciekawostką, bowiem w mieście rośnie kolejne już pokolenie, które Zalew Małomicki zna jedynie z opowieści rodziców i dziadków.

Baza Chalkosa nad Zalewem Małomickim (fot. Jerzy Kosiński/Muzeum Historyczne w Lubinie)
Fot. Jerzy Kosiński/Muzeum Historyczne w Lubinie

Dziś nazwa lubińskiego stowarzyszenia żeglarskiego wita gości jednej z przystani nad Jeziorem Sławskim, w Lubiatowie. Członkowie Chalkosa mają nadzieję, że miasto zrealizuje plan rewitalizacji Zalewu Małomickiego na tyle szybko, że będą mogli znów złapać na nim wiatr w żagle.

Jerzy Biliński (fot. Joanna Dziubek)

Wspomnienia lubińskich żeglarzy, które zebrał i opracował jeden z nich – Jerzy Zygman, można znaleźć w Miejskiej Bibliotece Publicznej. A o tym, dlaczego warto uprawiać ten sport, opowiedział nam Jerzy Biliński, komandor jachtklubu Chalkos:

Słońce, woda i wiatr, który łopocze żaglami przy uszach. Bezpośrednia więź z naturą nie tylko uspokaja, ale też dodaje energii i porządkuje myśli, a umiejętność poskramiania żywiołów dodaje pewności siebie. Wiatr potrafi zmęczyć, gdy się w nim jest przez cały dzień. Za to potem przychodzi najlepszy sen.

Pierwsza ważna rzecz dla mnie jako żeglarza, który siedzi w nocy za sterem, kiedy inni smacznie śpią, to, że jestem w bezpośrednim kontakcie z naturą i potrafię zrozumieć, jak ta przyroda funkcjonuje. Nie przeszkadzają mi żadne góry, bloki, ściany – widzę cały horyzont i na tej podstawie muszę sobie coś przewidzieć i zaplanować.

Kontakt z naturą bardzo mnie uspokaja i dobrze wpływa na mój system nerwowy. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji, gdy wieje wiatr w okolicach 10 – 12 stopni Beauforta, bo to jest już stan krytyczny. Ale tak do czterech stopni – to już działa.

Były sytuacje, w których człowiek się naprawdę wystraszył, ale sam fakt, że uczestniczy w takim przedsięwzięciu, wraca cały i zdrowy, a potem może o tym opowiedzieć, dodaje większej pewności siebie.

Jest też takie ambiwalentne uczucie, bo po powrocie z dajmy na to Morza Bałtyckiego jestem zmęczony i zły, że spędziłem dwa tygodnie urlopu w miejscu, gdzie lało na mnie od góry i od dołu. Wracam do domu, idę na kawę lub piwo z przyjaciółmi i już myślę o tym, że trzeba w przyszłym roku zaordynować jakiś rejs. Mówię sobie „nigdy więcej!” i zaraz potem pojawia się tęsknota za czymś, co czasami naprawdę trudno nazwać przyjemnością w chwili, gdy się bierze w tym udział.

Każdy rejs to podróż i każdy daje możliwość odkrycia czegoś nowego. Zwiedza się też nowe miejsca, poznaje nowych ludzi. Nawet gdy się pływa po tym samym akwenie, to nigdy nie jest to ta sama woda.


Masz ciekawe hobby lub przeżyłeś coś wyjątkowego? A może znasz kogoś, kto robi nietuzinkowe rzeczy – dla siebie lub innych? Jeśli tak, to napisz nam o tym.

Każdy człowiek ma przynajmniej jedną ciekawą historię do opowiedzenia. A każda historia ma znaczenie! W nowym cyklu „Ludzie z pasją” pokażemy tych, którzy tworzą niepowtarzalne ścieżki życiowe. Chcemy to zrobić razem z Wami, abyście mogli podzielić się swoją opowieścią z całym światem. 


POWIĄZANE ARTYKUŁY