Uznaje się ich najczęściej za chuliganów, którzy biegają w niebezpiecznych miejscach. Pojawili się stosunkowo niedawno, wdrapują się na pomniki, parkany, skaczą z dachów, czym nie zaskarbiają sobie sympatii. Okazuje się jednak, że wszystkie trasy szczegółowo planują i zależy im na własnym bezpieczeństwie. Dla nich parkour to swoista filozofia i sposób na samodoskonalenie. W Lubinie znaleźli się ludzie, którzy w tej stosunkowo młodej dyscyplinie sportu odnaleźli sposób na wyrażenie siebie.
Skąd pomysł, by uprawiać jeszcze mało popularną w Polsce dyscyplinę sportu, jaką jest parkour?
Sebastian (16 lat): – Zaczęło się od tego, że obejrzałem film „Jump London”, jednak wtedy nie myślałem, żeby zacząć uprawiać parkour. Dopiero później kolega mnie w to wciągnął i zacząłem razem z nim ćwiczyć.
Od ilu lat trenujecie?
Sebastian: – Ja ćwiczę od czterech lat, a Marek od trzech.
Mówi się, że boom na parkour rozpoczął się od czasu, kiedy na ekranach kin pojawił się film „Yamakashi – współcześni samurajowie”. Czy podzielacie te opinie?
Sebastian: – Naturalnie, że się zgadzamy! Film pojawił się już dosyć dawno temu, wtedy parkour stał się popularny i sporo osób zaczęło biegać.
Jak wygląda wasz codzienny trening?
Sebastian: – Bardzo ważne jest przygotowanie siłowe, to właśnie pozwala uniknąć kontuzji. Nie wykonujemy jakichś trudnych ćwiczeń, najczęściej trenujemy na ulicy, robiąc pompki na barierkach. Nie mamy dostępu do siłowni, więc radzimy sobie na swój sposób.
Często parkour mylony jest z freerun. Jakie są różnice między tymi dwiema dyscyplinami?
Sebastian: – Faktycznie, to bardzo podobne dyscypliny. Kiedyś nazwy parkour i freerun funkcjonowały zamiennie. Teraz wreszcie zdefiniowano różnice. Parkour jest to sztuka przemieszczania się z punktu „A” do „B”. Chodzi o to, żeby jak najszybciej, jak najpłynniej i jak najprościej pokonać zaplanowaną wcześniej trasę. We freerun chodzi o akrobacje, ci którzy uprawiają tę dyscyplinę, chcą pokonać przeszkodę w jak najefektowniejszy sposób.
Ludzie często postrzegają was jako chuliganów, biegacie po dachach, wspinacie się na pomniki, skaczecie po barierkach…
Marek (16 lat):- To chyba bierze się stąd, że parkour nie jest znany w Polsce. Podobnie kiedyś reagowano na Skateboarding (przyp.red. jazda na deskorolce). A teraz ludzi nie szokuje, że ktoś jeździ na „desce” po murkach i skacze po poręczach. Myślę, że nas też zaakceptują.
Kiedy ogląda się filmy z wami w roli głównej, to parkour wydaje się bardzo niebezpieczną dyscypliną.
Marek: – Jeśli ćwiczy się z głową i potrafi się ocenić własne możliwości, to jest to bezpieczne.
Czytałem, że zanim wybiegniecie na trasę, robicie najpierw rekonesans tego, co was czeka, szczegółowo też planujecie, jak będziecie pokonywać przeszkody. Czy to prawda?
Sebastian: – Tak, bo nie można biec na oślep. Przecież niewiadomo, co znajduje się za najbliższym rogiem. Najpierw sprawdzamy trasę, czy jest bezpiecznie. Dopiero, kiedy się upewnimy, że nic nam nie grozi, wyruszamy.
Czy zbieracie się w jakieś większe grupy i razem trenujecie?
Sebastian: – Kiedyś były organizowane takie spotkania pod „Muzą”. Zbierało się więcej osób, przyjeżdżali ludzie z innych miast. Wspólnie ćwiczyliśmy oraz wymienialiśmy się doświadczeniami. Ostatnio jednak to zaginęło.
Czym może to być spowodowane?
Sebastian:- Chyba brak chęci i motywacji, u tych, którzy uprawiali ten sport.
Mieliście już kłopoty z policją?
Marek: – Jakichś poważniejszych problemów nie było.
A jak reagują na was przechodnie, kiedy ich mijacie?
Sebastian: – Reakcje są diametralnie różne. Niektórzy nawet z zaciekawieniem patrzą na to, co robimy, ale zdarzają się i tacy, którzy nas przeganiają.
Odnieśliście jakieś kontuzje?
Marek: – Jeśli rozważnie się trenuje, to nie odnosi się poważniejszych urazów. Zdarzają się przetarcia i zwichnięcia, ale tak jest w każdym sporcie.
Najciekawsze miejsca w Lubinie, w jakich biegaliście?
Marek: – Bardzo fajnie jest na górze Muzy, na tym balkonie (śmiech).
Czujecie się trochę szykanowani za to, co robicie?
Sebastian:- Trochę tak, ludzie nie traktują nas jak innych sportowców. Chcielibyśmy poprosić ich o to, żeby zaakceptowali naszą pasję.
Właśnie czy parkour to sport, czy subkultura?
Sebastian: – Chyba zawiera w sobie elementy subkultury, ale to też sport.
Nie myśleliście o tym, żeby w Lubinie stworzyć jakiś klub?
Sebastian: – Powołaliśmy stowarzyszenie Parkour Lubin, które zrzeszało traceur-ów, czyli osoby, które uprawiają ten sport. Było nas niestety mało i pomysł upadł
A gdzie się spotykaliście?
Sebastian – Najczęściej obok Muzy i biegliśmy gdzieś w miasto.
Potraficie robić salta i inne efektowne akrobacje?
Sebastian:- Chciałbym od razu zaznaczyć, że parkour to nie żadne salta, tylko jak najprostsze pokonywanie przeszkód. Efektowne akrobacje to freerun, lub po prostu akrobatyka.
Gdzie można was najczęściej spotkać?
Marek: – Trenujemy w różnych miejscach. Oczywiście powracamy do starych tras, bo często coś tam się zmienia.
Jeśli jacyś ludzie chcieliby do was dołączyć, to mogą liczyć na waszą pomoc i rady?
Sebastian – Oczywiście! Pokażemy im trening siłowy, wytłumaczymy jak bezpiecznie pokonywać przeszkody.
A kto wam pokazał, jak należy się przygotowywać?
Marek:- Było trochę trudno, ale na szczęście jest Internet. Bazowaliśmy na filmikach instruktażowych i przeglądaliśmy fora w poszukiwaniu wskazówek.
Utrzymujecie kontakt z jakimiś grupami spoza Lubina?
Sebastian: – Tak, najczęściej kontaktujemy się z traceur-ami z Wrocławia. W stolicy Dolnego Śląska organizowany jest coroczny zlot, na którym wszyscy razem ćwiczymy i wspólnie pokonujemy trasy.
ZYG