Lubin przed laty stał się dla nich domem

1756

Wspominają, jak jechali tu przez wiele tygodni, jak rodziny szukały najlepszego miejsca, by się osiedlić oraz jak bardzo od czasów ich dzieciństwa zmieniło się miasto – dziś w Domu Dziennego Pobytu Senior można było usłyszeć wiele ciekawych, czasem niesamowitych historii od osób, które przyjechały do Lubina tuż po II wojnie światowej. Spotkanie pionierów lubińskich to jedno z kilku wydarzeń zaplanowanych przez seniorów na ten rok.

– To jest historia nie tak bardzo odległa, ponieważ jej świadkowie jeszcze żyją. Należy ten czas wykorzystać, by móc przekazywać ją kolejnym pokoleniom, by była cały czas żywa, byśmy ją pamiętali i dla siebie, i dla swoich dzieci, a później dla wnuków – mówi Elżbieta Miklis, kierownik Domu Dziennego Pobytu Senior, który wraz ze Stowarzyszeniem Trzeci Wiek zorganizował dzisiejsze wydarzenie.

W Seniorze można było dziś usłyszeć wiele ciekawych historii dotyczących tego, jak wyglądał Lubin przed laty. Przygotowano także wystawę i prezentację starych zdjęć. Niektóre z miejsc naprawdę nie sposób było rozpoznać.

– Nie ma w ogóle porównania do tego co było, a co jest – przyznaje Zofia Sudenis, która do Lubina przyjechała ze Wschodu w 1945 roku z miejscowości Letczany, mając zaledwie 3 latka. – Jak pamiętam Lubin, to był ryneczek, kościółek mały i większy, a wokół domy, ale zupełnie inne – wspomina. – Lubin to było bardzo małe miasteczko, jedni mówią, że mieszkało tu 3 tysiące osób, inni, że 6 tysięcy – dodaje.

Pani Zofia, wspominając swoje dzieciństwo, opowiada o tym, jak chodziła do szkoły do budynku koło Domu Towarowego, jak chodzili na gimnastykę do parku Wrocławskiego oraz jak uciekali na wagary w pobliże rzeczki Zimnicy, a także jak wozili ich wozami drabiniastymi na rynek na obchody 1 maja.

Zofia Sudenis

– Dla nas to było normalne miasteczko. Niemcy byli tu jeszcze może ze dwa lata, a później wszyscy wyjechali. Bawiliśmy się z niemieckimi dziećmi, siostra nawet nauczyła się języka niemieckiego – mówi.

– Myśleliśmy, że to będzie tymczasowy przyjazd i zaraz będziemy wracać – przyznaje Bronisław Dubiński, który na te tereny przyjechał z okolic Tarnopola w 1945 roku, w wieku 5 lat. – W pierwszym domu to mieszkały nas cztery rodziny, bo to miało trwać bardzo krótko. Myśmy mieszkali wspólnie z Niemcami, pół domu oni i pół my. Oni dopiero w 1946 wyjeżdżali – dodaje.

Bronisław Dubiński

Rodzina pana Bronisława jechała tutaj sześć tygodni. Później – jak wspomina, przyznając, że zna tę historię bardziej z opowieści swoich krewnych, bo sam niewiele pamięta z tego czasu – przez dwa tygodnie stali na stacji w Lubinie.

– Jechało się transportem jak Kargule i Pawlaki. Ludzie patrzyli, gdzie się tu osiedlić, czy jest szkoła, kościół i wybierali miejsce. Niektóre domy były puste, w niektórych mieszkali Niemcy. Kilka rodzin się tu osiedliło w Lubinie, a ja z rodziną przyjechałem do Krzelowa, powiat Wołów – mówi pan Bronisław, który do Lubina wrócił dopiero w 1963 roku, gdy miał 23 lata. To tu znalazł pracę, grał w piłę nożną i poznał swoją żonę. – Mieszkam tu 59 lat i jestem dumny z mojego miasta. Przez te lata Lubin zmienił się nie do poznania. Gdzie teraz są Jamniki, to było bajoro, bagno. Ze starego Lubina to zostały ul. Odrodzenia, 1 Maja, Sienkiewicza, nawet z centrum nic już nie ma – wspomina.

Dzisiejsze spotkanie zostało zorganizowane w ramach projektu Seniorski Szlak, na który Stowarzyszenie Trzeci Wiek i DDP Senior pozyskali dofinansowanie z gminy miejskiej Lubin. Pierwsze spotkanie z tego cyklu odbyło się w okolicach Wielkanocy i poświęcone było świątecznym tradycjom z Kresów. Kolejne wydarzenia zaplanowano na wrzesień i grudzień. Po drodze jeszcze seniorzy zaproszą wszystkich na Majówkę w rynku.

– Dom Dziennego Pobytu Senior to jednostka, która skupia seniorów, ale nie tylko. Chętnie bawimy się i przekazujemy swoją wiedzę, doświadczenia także osobom młodym, uczniom, przedszkolakom – mówi Elżbieta Miklis, zapraszając jednocześnie wszystkich na Majówkę 26 maja.


POWIĄZANE ARTYKUŁY