Wspominają, jak jechali tu przez wiele tygodni, jak rodziny szukały najlepszego miejsca, by się osiedlić oraz jak bardzo od czasów ich dzieciństwa zmieniło się miasto – dziś w Domu Dziennego Pobytu Senior można było usłyszeć wiele ciekawych, czasem niesamowitych historii od osób, które przyjechały do Lubina tuż po II wojnie światowej. Spotkanie pionierów lubińskich to jedno z kilku wydarzeń zaplanowanych przez seniorów na ten rok.
– To jest historia nie tak bardzo odległa, ponieważ jej świadkowie jeszcze żyją. Należy ten czas wykorzystać, by móc przekazywać ją kolejnym pokoleniom, by była cały czas żywa, byśmy ją pamiętali i dla siebie, i dla swoich dzieci, a później dla wnuków – mówi Elżbieta Miklis, kierownik Domu Dziennego Pobytu Senior, który wraz ze Stowarzyszeniem Trzeci Wiek zorganizował dzisiejsze wydarzenie.
W Seniorze można było dziś usłyszeć wiele ciekawych historii dotyczących tego, jak wyglądał Lubin przed laty. Przygotowano także wystawę i prezentację starych zdjęć. Niektóre z miejsc naprawdę nie sposób było rozpoznać.
– Nie ma w ogóle porównania do tego co było, a co jest – przyznaje Zofia Sudenis, która do Lubina przyjechała ze Wschodu w 1945 roku z miejscowości Letczany, mając zaledwie 3 latka. – Jak pamiętam Lubin, to był ryneczek, kościółek mały i większy, a wokół domy, ale zupełnie inne – wspomina. – Lubin to było bardzo małe miasteczko, jedni mówią, że mieszkało tu 3 tysiące osób, inni, że 6 tysięcy – dodaje.
Pani Zofia, wspominając swoje dzieciństwo, opowiada o tym, jak chodziła do szkoły do budynku koło Domu Towarowego, jak chodzili na gimnastykę do parku Wrocławskiego oraz jak uciekali na wagary w pobliże rzeczki Zimnicy, a także jak wozili ich wozami drabiniastymi na rynek na obchody 1 maja.
– Dla nas to było normalne miasteczko. Niemcy byli tu jeszcze może ze dwa lata, a później wszyscy wyjechali. Bawiliśmy się z niemieckimi dziećmi, siostra nawet nauczyła się języka niemieckiego – mówi.
– Myśleliśmy, że to będzie tymczasowy przyjazd i zaraz będziemy wracać – przyznaje Bronisław Dubiński, który na te tereny przyjechał z okolic Tarnopola w 1945 roku, w wieku 5 lat. – W pierwszym domu to mieszkały nas cztery rodziny, bo to miało trwać bardzo krótko. Myśmy mieszkali wspólnie z Niemcami, pół domu oni i pół my. Oni dopiero w 1946 wyjeżdżali – dodaje.
Rodzina pana Bronisława jechała tutaj sześć tygodni. Później – jak wspomina, przyznając, że zna tę historię bardziej z opowieści swoich krewnych, bo sam niewiele pamięta z tego czasu – przez dwa tygodnie stali na stacji w Lubinie.
– Jechało się transportem jak Kargule i Pawlaki. Ludzie patrzyli, gdzie się tu osiedlić, czy jest szkoła, kościół i wybierali miejsce. Niektóre domy były puste, w niektórych mieszkali Niemcy. Kilka rodzin się tu osiedliło w Lubinie, a ja z rodziną przyjechałem do Krzelowa, powiat Wołów – mówi pan Bronisław, który do Lubina wrócił dopiero w 1963 roku, gdy miał 23 lata. To tu znalazł pracę, grał w piłę nożną i poznał swoją żonę. – Mieszkam tu 59 lat i jestem dumny z mojego miasta. Przez te lata Lubin zmienił się nie do poznania. Gdzie teraz są Jamniki, to było bajoro, bagno. Ze starego Lubina to zostały ul. Odrodzenia, 1 Maja, Sienkiewicza, nawet z centrum nic już nie ma – wspomina.
Dzisiejsze spotkanie zostało zorganizowane w ramach projektu Seniorski Szlak, na który Stowarzyszenie Trzeci Wiek i DDP Senior pozyskali dofinansowanie z gminy miejskiej Lubin. Pierwsze spotkanie z tego cyklu odbyło się w okolicach Wielkanocy i poświęcone było świątecznym tradycjom z Kresów. Kolejne wydarzenia zaplanowano na wrzesień i grudzień. Po drodze jeszcze seniorzy zaproszą wszystkich na Majówkę w rynku.
– Dom Dziennego Pobytu Senior to jednostka, która skupia seniorów, ale nie tylko. Chętnie bawimy się i przekazujemy swoją wiedzę, doświadczenia także osobom młodym, uczniom, przedszkolakom – mówi Elżbieta Miklis, zapraszając jednocześnie wszystkich na Majówkę 26 maja.