Lubin ma talent, czyli jak to jest być „ocelotem”

2050

Lubin może być z nich dumny. W finale 13. edycji popularnego telewizyjnego show „Mam Talent” wystąpiło aż dwóch reprezentantów naszego miasta. Udział w programie to dla nich niezapomniana przygoda, która będzie im towarzyszyć do końca życia – mowa o Mariuszu Nguyenie i Mariuszu Bochniarzu. Dziś bliżej się przyjrzymy obu sportowcom oraz fundacji, którą reprezentują. 

Fot. Qeko

Choć nie udało się wygrać, to z miejsca na podium jest zadowolony. Lubinianin Mariusz Nguyen występujący w parze z Mają Kućko z Legnicy ostatecznie zajął trzecie miejsce w telewizyjnym „Mam talent”. Znakomity występ zaliczył też drugi lubiński akrobata Mariusz Bochniarz. 

Więcej o sukcesie lubińskich akrobatów w „Mam Talent” pisaliśmy tydzień temu. Dziś natomiast postanowiliśmy poświęcić im nieco więcej uwagi, a także Fundacji Ocelot, którą reprezentowali i która już wielokrotnie wystawiała swoich uczestników do tego popularnego programu.

Twórcza rywalizacja

Na co dzień stanowią zgrany team i wzajemnie się napędzają do jeszcze cięższej pracy. Choć w programie musieli ze sobą rywalizować, to przyznają, że i tak jeden trzymał kciuki za sukces drugiego.

Obaj lubinianie akrobatykę trenują w Fundacji Ocelot. Oprócz tego swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami i zdobytym doświadczeniem dzielą się też z innymi.

– Trenuję ten sport od sześciu lat. Zwykle dwa razy dziennie od poniedziałku do soboty, a gdy jestem w okresie przygotowań do jakiegoś ważnego występu, to raz dziennie. Gdy mam zajęcia z dzieciakami, na sali bywam nawet cztery godziny dziennie – mówi Mariusz Bochniarz. – Z Mariuszem (Nguyenem – przyp. red.) bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy. Każdy z nas jest motorem napędowym drugiej osoby. Kiedy ja idę na trening, nie ma możliwości, żeby on nie przyszedł – i odwrotnie. Jak ja zrobię dziesięć powtórzeń, on zrobi jedenaście. To taka zdrowa konkurencja. Nasze wspólne marzenia mają większą siłę, bo obaj do nich dążymy i w nie wierzymy. Jeśli on wygra „Mam Talent”, będzie trochę tak, jakbym ja wygrał. Jeśli wygram ja, to będzie też jego zwycięstwo – mówił przed finałem 23-letni lubinianin.

Podobnego zdania jest jego młodszy kolega: – Wiele lat razem ćwiczymy i wiele już wspólnie przeszliśmy. Mam nadzieję, że to się szybko nie zmieni – mówi Mariusz Nguyen.

Mariusz Nguyen i Mariusz Bochniarz

Co ciekawe, obu zawodnikom w przeszłości cennych lekcji udzielał złotoryjanin Jacek Wyskup, zwycięzca pierwszej edycji „Mam Talent” z 2008 roku.

Młodszy ze sportowców swoją przygodę z akrobatyką zaczął dużo wcześniej, bo już w drugiej klasie szkoły podstawowej. Ten rok jest dla niego trudniejszy niż zwykle, bo musi znaleźć czas też na przygotowywanie się do matury.

– To jest kwestia sposobu gospodarowania czasem. Muszę to robić tak, żeby go wystarczyło na wszystko. Nie zrezygnuję przecież z jednej rzeczy kosztem drugiej. To jednak wymaga dyscypliny i samozaparcia – tłumaczy.

Mam Talent, Marcin Prokop, Michał Kempa, Fot. Mirosław Sosnowski/Tvn

Obaj akrobaci na swoim koncie mają już mnóstwo znaczących sukcesów. Wśród nich są m.in. zagraniczne występy na Węgrzech, w Gruzji, Niemczech, Norwegii, Francji, a nawet w Bangladeszu. 17-letniemu artyście szczególny powód do dumy dało pokazanie się w najpopularniejszej telewizji paryskiej, a konkretnie w programie „Le plus grand cabaret du monde”. Wysoko ceni również swój udział w spektaklu Fundacji Ocelot przy Hali Stulecia na Pergoli we Wrocławiu.

– Jestem dumny, że zaszliśmy tak daleko, z pracy, jaką wspólnie wykonaliśmy. Gdy pojawiliśmy się na castingu, nie podejrzewałem, że dostaniemy się do półfinału. A tu nagle finał i to jeszcze z tak dobrym wynikiem. Czuję dużą satysfakcję i bardzo się cieszę, że dzięki Fundacji Ocelot trafiłem do tego programu – przyznaje finalista.

Oprócz stresu 17-latek czuł też wielkie podekscytowanie i radość, że dane mu było spotkać bardzo wartościowych ludzi. – Każdy z uczestników programu jest fajną, pozytywną osobą i z żadną nie chciałbym kończyć relacji. Na pewno fajnie byłoby się jeszcze z nimi zobaczyć – dodaje młody akrobata.

Mam Talent, Fot. Mirosław Sosnowski/Tvn

Finał – niespodzianka

Radości, ale też i zaskoczenia z rezultatów swoich podopiecznych, nie kryją też przedstawiciele Fundacji Ocelot. – Zza kulis widzieliśmy, jak bardzo trudne było to do wykonania – mówi Beata Zając, wiceprezes zarządu Fundacji i jednocześnie dyrektor artystyczny Teatru OCELOT, która była odpowiedzialna za dobór elementów zaprezentowanych przez akrobatów w trakcie całego programu. – Szczerze mówiąc, nie nastawialiśmy się na to. Ja nawet nie przełożyłam swoich zajęć ze studentami, bo sądziłam, że na tym etapie nasza przygoda w tym programie raczej się zakończy. Mieliśmy mało czasu, by się przygotować do finału – wspomina.

Dyrektorka podkreśla, że szczególnie zależało jej na pokazaniu wszechstronności artysty, czyli prezentacji takich układów sztuki ruchu, które są połączeniem akrobatyki, tańca powietrznego, baletu i muzyki.

Mam Talent, Fot. Mirosław Sosnowski/Tvn

– Cała ta koncepcja składała się z różnych elementów. Zależało nam, żeby to nie był tylko jeden rekwizyt. Byliśmy bardzo mile zaskoczeni, kiedy produkcja programu zdecydowała się na wszystkie nasze castingowe występy. Po raz pierwszy w historii programu zdarzyło się, że jedna fundacja mogła się pokazać się wielokrotnie – zauważa Beata Zając. – Do półfinału dotarło dwóch naszych reprezentantów, co też było dużym zaskoczeniem. Kolejną niespodzianką było to, że w tym pierwszym półfinale tak wyraźnie wygraliśmy, wyprzedzając konkurentów głosami telewidzów. To było dla nas ogromne przeżycie, choć naszym głównym celem było pokazanie czegoś innego, interesującego w zakresie sztuki ruchu. Dlatego też zmieniliśmy rekwizyt na trapez – opowiada.

Zając uważa, że jej podopieczni spotkali się z bardzo wysokim poziomem konkurencji, a zwycięzca programu był najlepiej przygotowany psychicznie i fizycznie. Podkreśla też, że w programie zawiązały się piękne przyjaźnie: – Ci artyści już niebawem się spotkają i wystąpią na jednej scenie w spektaklach teatru Ocelot w „Opowieści wigilijnej”. Zaprosiłam do współpracy tegorocznych finalistów. To jest też wartość dodana, że uczymy się wzajemnie od siebie. Nie było dużo tej rywalizacji, ponieważ wiedzieliśmy, że na głosy widzów nie mamy wpływu – tłumaczy.

W kilkunastoletniej historii tego popularnego show telewizyjnego przewinęło się już wielu uczestników związanych z Fundacją Ocelot.

– Przepiękny program prezentowaliśmy w 2009 r., jeszcze gdy siedziba fundacji mieściła się w Złotoryi. To był „Handvoltige Ocelot”. Dotarliśmy wtedy do półfinałów z wysoką oceną, ale nie przeszliśmy dalej. Rok później była kolejna nasza reprezentacja: Natalia Dylczyk i Maciej Astramowicz ze Złotoryi. Później była prezentacja „Ocelot Maszty”. Występowało w niej wielu złotoryjan, ale też dziewczyna, która trzy lata temu wygrała „Mam Talent” – Kinga Grześków, już nie będąca wtedy naszą stypendystką. Były jeszcze dzieci na skakankach z Legnicy i Lubina w 2012 r. – wylicza.

Obecna siedziba Fundacji Ocelot znajduje się w Legnicy, ale treningi odbywają się też w Lubinie, Głogowie, Jeleniej Górze, Bolesławcu i we Wrocławiu. Nabór jest całoroczny.

Sztuka ruchu – sztuka zdrowia

Co ciekawe, szefowie Fundacji sztukę ruchu przywieźli do Polski jako pierwsi. Wszystkie układy, jakie prezentowali teraz artyści w programie „Mam Talent”, zawierał pierwszy spektakl Ocelota z 1999 r. – Trapezy, liny, koła, bungee, tyczki, handwoltyże – to wszystko mój mąż Bogdan przywiózł z Cirque du Soleil, skończywszy tam karierę ponad 20 lat temu – podkreśla Beata Zając, która – jako coach sportowy i artystyczny – zaznacza, że ruch naturalnie redukuje stres u dzieci, zapobiega chorobom i uzależnieniom.

– Zwłaszcza akrobatyka, będąca dyscypliną ogólnorozwojową. Wiemy, że zawodowy sport skraca ludziom życie o dziesięć lat, bo to jest ogromny stres dla organizmu. Natomiast my się zajmujemy czymś nieco innym. Mamy instytut psychoedukacji i medycyny stylu życia. Naszą ideą jest edukacja sportowa, artystyczna i zdrowotna – to propagujemy jako całość. Nie chodzi o to, żeby każdy był artystą sztuki ruchu, ale żeby każdy miał szansę nie zachorować na nowotwór, nie popaść w uzależnienie czy radzić sobie ze stanami lękowymi i depresjami. Teatr Ocelot to jest tylko działalność gospodarcza fundacji, gdzie pokazujemy się i występujemy – wyjaśnia dyrektor artystyczna.


POWIĄZANE ARTYKUŁY