Goliński w tym roku naprawdę dobrze zagrał tylko 45 minut – w pierwszej połowie meczu z PGE GKS Bełchatów (1:0). W drugim spotkaniu, z Lechem Poznań (0:0), był już tylko zawodnikiem wchodzącym.
– Dwa dni wcześniej grałem w kadrze całe spotkanie z Estonią. Nie zdążyłem zregenerować sił – tłumaczył później piłkarz. Potem okazało się, że był również przeziębiony i skutki choroby odczuwał także w kolejnej konfrontacji, przeciwko Odrze Wodzisław (3:0). W wyjazdowym spotkaniu z Legią (0:3) już nic nie miało mu przeszkadzać w zademonstrowaniu wszystkich atutów. Tymczasem lubinianie przegrywali walkę w środku pola, co było przyczyną ich wszelkich nieszczęść. Goliński był mało widoczny. – Tak samo jak wielu innych moich piłkarzy. Ja nie szukałem po tym meczu kozłów ofiarnych, bo zawalił cały zespół – tłumaczy trener Rafał Ulatowski.
Po blamażu na Łazienkowskiej (nie chodzi nawet o sam wynik, lecz o to, że pod koniec spotkania lubińska drużyna kompletnie się pogubiła, nie miała żadnego mądrego pomysłu na kontynuowanie gry) Ulatowski zapowiedział zmiany w składzie. O swoją pozycję akurat Goliński może być spokojny. Powołanie od Leo Beenhakkera na pewno wzmocniło jego pozycję w klubie. Sztab szkoleniowy Zagłębia liczy na to, że wsparcie selekcjonera reprezentacji podbuduje psychicznie Golińskiego i w meczu z Ruchem poprowadzi drużynę do zwycięstwa – oczywiście przy wsparciu Macieja Iwańskiego, który bramkę strzelił już w jesiennym meczu na Cichej (2:2) i był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku…
Przegląd Sportowy
Fot. zaglebie-lubin.pl