Koziński: Sam nie zrezygnuję! (WYWIAD)

16

Od lipca 2009 roku Jerzy Koziński jest prezesem KGHM Zagłębia Lubin. Teraz przechodzi najtrudniejszy okres w klubie. W rozmowie z nami mówi m.in. o konflikcie z kibicami i o tym, że klub znalazł sposób, jak wyjść z niezręcznej sytuacji z przyznaniem koszulki z numerem 10 nowemu nabytkowi Denissowi Rakelsowi.

 

* Twardy z Pana człowiek. Na meczu słyszy Pan okrzyki nawołujące do odejścia, przekleństwa pod Pana kierunkiem, a mimo to siedzi Pan twardo na stadionie i wytrzymuje tę presję. Boli to, że jest Pan tak traktowany?

– Oczywiście. Dla każdego, nawet najtwardszego człowieka, obelgi pod swoim adresem, uważam zresztą, że niesłuszne, są trudne do akceptacji. Jest to dla mnie sytuacja dyskomfortowa. Wielokrotnie jednak mówiłem, okrzyki kibiców są tylko okrzykami, tym bardziej że naprawdę nie wiem, jaka jest tego przyczyna. W pierwszym roku mojej pracy w Zagłębiu bardzo rozsądnie rozmawialiśmy i ustalaliśmy pewne sprawy z kibicami. Umowy z nimi były dotrzymywane, ale w pewnym okresie to się popsuło. Są pisane listy, tyle że nie do mnie, więc nie będę na nie odpowiadał. List skierowany jest do mojego przełożonego, a prezes KGHM mnie do tego nie upoważnił. Absolutnie nie wchodzi w rachubę moja dobrowolna rezygnacja z tej funkcji. Dopóki właściciel będzie uważał, że powinienem pracować jako prezes Zagłębia, dopóty będę pracował. Jeśli właściciel uzna, że trzeba będzie mnie odwołać, to nie będę tego komentował. Takie jest jego święte prawo.

Pocieszam się, że to tylko część kibiców krzyczy. Gdybym zrezygnował sam, okazałbym się słabym człowiekiem, który nie jest odporny na tego typu działania. W swoim życiu byłem już niejednokrotnie sprawdzany poprzez różne wydarzenia.

* Myśli Pan, że ten konflikt uda się zażegnać?

– Jestem zawsze otwarty na rozmowy. Nie ma takiej sytuacji, że się obraziłem na kogokolwiek i nie będę z nim rozmawiał. Jestem otwarty na argumentację rzeczową. Na tym polega tolerancja, że trzeba mieć szacunek do cudzej opinii, ale również trzeba przyjmować argumentację przeciwnika, czy człowieka z którym się w danej chwili nie zgadzamy.

* Konflikt się chyba jeszcze bardziej zaognił po sytuacji z numerem 10 na koszulce, którą dostał Deniss Rakels. Nie da się ukryć, że to była wpadka klubu. Jeszcze rok temu na stronie internetowej klubu była informacja, że po ś.p. Pawle Piotrowskim nikt już nie dostanie koszulki z tym numerem. A tu co się okazało?

– To jest właśnie ta różnica poglądów. Nie dopuszcza się możliwości spojrzenia na daną sprawę innym okiem. Proszę mi wierzyć, że prezes klubu nie przyznaje numeru.

Ale jednak spada to na Pańskie barki…

– Jak wszystko. Tak się utarło, że jeśli stało się coś dobrego w tym klubie, to na pewno nie moja zasługa, a jak się dzieje coś złego, to wtedy na pewno ja jestem winien. Tak część sympatyków Zagłębia traktuje moją osobę. Na to nie ma rady. Oczywiście sytuację z numerem dla Rakelsa można uznać za pewną niezręczność, z której będziemy się starali wyjść. Nie jest to łatwe, ale poradzimy sobie z tym.

* W jaki sposób?

– Jest pomysł, że Rakels zagra w następnym meczu z "ósemką" na koszulce. Przejmie numer po Mateuszu Bartczaku. Ale to trzeba rozmawiać, bo nikt się nie uparł i nie chce robić komuś na złość. Tak sądzą jednak określeni przeciwnicy, którzy nie powiedzą o mnie dobrego słowa. To jest jak w polityce. Jedna partia nie powie o swoich oponentach dobrze, tak samo określona grupa ludzi nie powie dobrego zdania o mnie.

* Gdyby wrócić w przeszłość do momentu, gdy zdecydował się Pan opuścić DZPN na rzecz Zagłębia, czy zrobiłby Pan to ponownie? Oczywiście zakładając, że wiedziałby Pan, co się będzie działo w trakcie pracy w miedziowym klubie.

– Możemy się pobawić w takie gdybanie, ale powiem Panu tak. Mnie praca w Zagłębiu, mimo wszystko przynosi wiele satysfakcji. Moje ogromne doświadczenie, kontakty w środowisku pozwalają na zrobienie więcej, niż zrobiłby to ktoś inny. Praca w takim klubie, jak Zagłębie jest dla mnie zaszczytem. Już nie raz pisano, że Koziński za dwa dni będzie pozbawiony funkcji, a mijają dwa dni, potem dwa następne miesiące, a ja jestem wciąż prezesem. Pracuję tu jednak tak, jakbym miał tu pracować jeszcze pięć lat. Nie jest tak, że może mnie jutro zwolnią i się nie będę nikomu narażał, nie będę się wypowiadał i stanę w kącie. Pracuję z całych sił dla Zagłębia i będę to robił dopóki będę uznany przez właściciela, że jestem tu potrzebny.

* Zmieniamy temat. Myśli Pan, że pozyskanie Abwo, Rakelsa i Galkeviciusa będę strzałami w dziesiątkę, jak to było w przypadku Isailovica, czy Horvatha?

– Abwo już na początku zaprezentował się bardzo dobrze. A też przecież pisano, że sprowadziliśmy go z podrzędnego węgierskiego klubu. Wiem, że Abwo będzie jeszcze lepszy. Tak samo będzie z Rakelsem. On dopiero wchodzi w ten zespół, a trzeba pamiętać, że Ilijan Micanski też nie zawsze strzelał wiele bramek. Potem się mówi, a gdyby był Ilijan byłoby inaczej. Również Galkevicius będzie rzeczywistym wzmocnieniem. Niestety w okresie przygotowawczym doznał lekkiej kontuzji, ale trzeba dać mu trochę czasu i będzie dobrze.

* Zawsze są jednak wpadki transferowe. Póki co do takich należy zaliczyć pozyskanie Duszana Djokica, który choć nieźle prezentował się w okresie przygotowawczym, to potem w lidze w spotkaniu z Koroną zagrał słabo.

– Niech Pan nie wierzy komuś, kto powie, że miał same udane transfery. To jest niemożliwe. To prawda Djokić nie zagrał zbyt dobrze. Z Górnikiem już nie zagrał, ale niewykluczone, że postawi na niego trener Jan Urban. Ja bym jednak Djokica nie przekreślał. Jak dobiegnie końca jego kontrakt, a będzie grał tak, jak gra, to wtedy powiemy, że to była pomyłka transferowa, ale nie teraz.

* Na pewno pomyłką transferową nie można nazwać pozyskania Mouhamadou Traore, który na początku grał świetnie. Ale co się stało z nim teraz?

– Faktycznie był naszym najlepszym napastnikiem zaraz po przyjściu. Nie wiem jednak co się z nim stało. Rozmawiam z nim często, bo to sympatyczny młody człowiek, ale nie możemy znaleźć recepty na to, co stało się z jego formą.

* Mecz z Polonią w niedzielę. Proszę wytypować wynik.

– Skoro się bawimy, to uważam, że wygramy przynajmniej różnicą jednej bramki, a gole strzelą napastnicy.


POWIĄZANE ARTYKUŁY