Choć większość kotów, która wejdzie na drzewo, potrafi sama z niego zejść, to są i takie, które potrzebują pomocy człowieka. Ostatnio taką nietypową akcję ratowniczą przy ulicy Mickiewicza przeprowadziło Ochotnicze Pogotowie Poszukiwawczo-Ratownicze SAR.

– Mieliśmy już wcześniej kilka podobnych telefonów – przyznaje Damian Zima, prezes Ochotniczego Pogotowia Poszukiwawczo-Ratowniczego SAR, gdy pytamy, jak często przeprowadzają takie akcje. Bo choć zazwyczaj ze ściąganiem z drzew kojarzy się wszystkim straż pożarna, to strażacy po pierwsze nie wszędzie dostaną się swoim wozem, a po drugie mają tak wiele innych interwencji, w których może być zagrożone życie ludzkie, że często po prostu nie mają czasu na ściąganie kotów z drzew.
– W 99 procentach przypadków, gdy kot wejdzie na drzewo, potrafi i sam z niego zejść – stwierdza Damian Zima. – Jednak ten kot spędził na drzewie dużo czasu i był już odwodniony. Nawet weterynarz orzekł, że lepiej go ściągnąć niż czekać dalej – dodaje.

Kot Kacper wdrapał się prawie na sam czubek ponad 20-metrowego drzewa, uciekając przed psami. Nic nie było w stanie zwabić go na dół, nawet nawoływania właścicielki.
– Kiciuś, choć wystraszony i głodny, był dość żwawy i wyraźnie się cieszył, że nadeszła pomoc – mówi Damian Zima, który wspiął się na drzewo po zwierzaka.
Kot przyjął ratunek z wdzięcznością, łagodnie traktując swojego wybawiciela. Na dole zaś czekała na niego wdzięczna za pomoc właścicielka.
W akcji wzięły udział trzy osoby, oprócz Damiana także Kasia i Marek.
W tej chwili do Ochotniczego Pogotowia Poszukiwawczo-Ratowniczego SAR należy 17 osób, są to zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Jednostka zajmuje się ratownictwem wysokościowym i współpracuje z lubińską powiatową strażą pożarną, a także ścinawską OSP. Można ich spotkać też na festynach strażackich organizowanych co roku na tutejszych błoniach. To właśnie oni przygotowują atrakcje na wysokości.