Wracali z zakupów, od lekarza, inni przebywali w swoich mieszkaniach, kiedy policja zarządziła ewakuację – lokatorzy bloku przy ulicy Topolowej 56 musieli dziś w popłochu opuszczać swoje mieszkania.
Zakończyła się czterogodzinna akcja policji na osiedlu Polne. W jednym z mieszkań znaleziono kilka sztuk zapalników, prawdopodobnie pochodzących z kopalni KGHM, oraz kilka sztuk amunicji. Przy pomocy psa, wabiącego się Borys, przeszukano wszystkie pomieszczenia – od piwnic po strych.
– Lokatorzy mogą już bez obaw wracać do domów – zapewnia starszy aspirant Jan Pociecha, rzecznik lubińskiej policji. – Niebezpieczne materiały wywieźli z budynku pirotechnicy – dodaje.
Policja zatrzymała mężczyznę, który ma związek z tą sprawą. To lokator mieszkania, w którym znaleziono zapalniki i amunicję.
– Kiedy pytaliśmy o co chodzi, usłyszeliśmy od policji, że nie ma czasu na tłumaczenia i szybko musimy opuścić mieszkania – mówią Danuta i Czesław Radzioch. – Wyszliśmy tak, jak staliśmy. Od osób trzecich dowiadujemy się, że to może być bomba, oby nie – dodali mieszkańcy.
Policja ewakuowała lokatorów 55 mieszkań. Miejski Zespół Zarządzania Kryzysowego zorganizował dla nich dwa autokary, które przewiozły mieszkańców do sali gimnastycznej w Szkole Podstawowej numer 8. Tam czekała na nich ciepła herbata i posiłek.
W tym czasie policja i straż miejska zabezpieczyła budynek.
– Na miejscu pojawili się pirotechnicy z Wrocławia, którzy sprawdzili czy jest jakieś zagrożenie. Mieszkańcy byli bezpieczni, wszyscy zostali ewakuowani – wyjaśnia Krzysztof Maj, rzecznik prezydenta miasta, który obecny był na miejscu.
Lokatorzy nie mają wątpliwości, kto odpowiada za ładunek wybuchowy.
– Ten mężczyzna z czwartego piętra od dawna był dla nas zagrożeniem. Pracuje w kopalni i pewnie stamtąd wyniósł jakieś materiały, z których zrobił ładunek. Z nim od dawna były problemy, ciągłe awantury, imprezy, podejrzani ludzie. Wiedzieliśmy, że z tego nie będzie nic dobrego – mówią anonimowo. Obawiają się, że ze strony mężczyzny mogą ich spotkać przykre konsekwencje.
Wśród ewakuowanych mieszkańców była też 110-letnia lubinianka. Karetką pogotowia kobietę przewieziono do autobusu, stamtąd o własnych siłach musiała jednak przejść do budynku szkoły. A to dla niej nie lada wyczyn.
– Dobrze, że dziś jest tak ładna pogoda, inaczej mama nie miałaby sił, żeby pokonać ten odcinek. Bywają dni, że nie wstaje nawet z łóżka. Boję się, żeby taki stres i wysiłek nie odbił się na jej zdrowiu – mówi zmartwiona córka seniorki.
Wielu mieszkańców nie chciało jednak jechać do sali gimnastycznej. Woleli zostać na miejscu i z boku obserwować, co się dzieje.
– To nasz cały dobytek. Wolimy nawet nie myśleć, co się stanie, jeśli to rzeczywiście jest bomba – mówili z trwogą, patrząc w stronę swoich mieszkań.