Komisja zakpiła z eurokandydatki

25

– Wiem, że te trzydzieści jeden głosów nie zadecydowałoby o moim zwycięstwie, ale chodzi o zasady. Ludzie mi zaufali i nie mogę tak tego pozostawić, bo w końcu wyborcy przestaną wierzyć w polskie prawo, a tym samym chodzić do urn – mówi poirytowana Lidia Jarmułowicz, startująca w eurowyborach z listy PSL. Jarmułowicz chce zgłosić protest wyborczy, ponieważ głosy, które otrzymała w Rudnej, przypisano innemu kandydatowi z PSL.

W poniedziałek, kiedy liczone były głosy oddane na eurodeputowanych, Lidia Jarmułowicz odebrała klika telefonów od wyborców z gminy Rudna.

– Kiedyś mieszkałam w Rudej, więc wiele osób mnie zna. Odebrałam kilka telefonów, wyborcy pytali mnie co mogło się stać z oddanymi na mnie głosami. Mieszkańcy mówili, że byli na wyborach, zagłosowali, tymczasem z list wyborczych wynikało, że nikt na mnie nie zagłosował – mówi.

Kandydatka skontaktowała się z przewodniczącą komisji wyborczej w Rudnej, od której dowiedziała się, że rzeczywiście doszło do pomyłki.

– Komisja zakpiła ze mnie, z wyborców i z polskiego prawa. Są przecież przepisy, które regulują przebieg wyborów – stwierdza zdenerwowana Lidia Jarmułowicz. – Tymczasem dowiedziałam się, że przy przepisywaniu wyników z brudnopisu doszło do pomyłki: trzydzieści jeden głosów, które oddano na moje nazwisko, przypisano kandydatowi znajdującym się na liście poniżej. Według mnie to jest niedorzeczne: nie dość, że mężczyzna ten pochodzi z innego regionu i w naszym środowisku jest postacią nieznaną, to jeszcze w Rudnej frekwencja była naprawdę minimalna, a mimo to doszło do pomyłki. Łącznie w tym lokalu wyborczym zagłosowało niewiele ponad 40 osób, z czego 31 na mnie, a mimo to sześcioosobowa komisja nie była w stanie dobrze policzyć głosów.

Największe rozgoryczenie kandydatki z PSL wywoła opinia przewodniczącej. Jak wskazuje, komisja wychodzi z założenia, że przecież nic się nie stało, bo głosy i tak trafiły na listę PSL.

– Jestem wdzięczna moim wyborcom, że oddali na mnie swoje głosy, niestety nie mam wpływu na to, że trafiły do innej osoby – narzeka Jarmułowicz. – Jak ludzie mają chodzić do wyborów i ufać w polskie prawo, skoro zdarzają się takie sytuacje.

Niestety nie byliśmy w stanie zweryfikować tych słów, gdyż jak się dowiedzieliśmy w Urzędzie Gminy Rudna, przewodnicząca komisji była nią w niedzielę, już nie jest, dlatego urzędnicy nie mogą udostępniać jej danych kontaktowych.
Lidia Jarmołowicz jest jednak przekonana, że w Rudnej złamano prawo. Z tego względu szykuje już protest wyborczy, który trafi do sądu najwyższego. Jak przyznaje Małgorzata Zając, dyrektor legnickiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego, protest to jedyna forma dochodzenia sprawiedliwości.

– Jeżeli rzeczywiście doszło do takiej sytuacji, to na pewno nie jest to prawidłowe, niestety nie ma możliwości jej sprostowania. Sprawiedliwości można dochodzić poprzez protest wyborczy, który do sądu najwyższego może złożyć kandydat lub pełnomocnik listy. Wówczas sąd może raz jeszcze sprawdzić karty wyborcze z tego okręgu – mówi dyrektor Małgorzata Zając.

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY