Kleszcz odebrał mu wszystko. Kamil potrzebuje pomocy

18302

Uwielbiał jeździć na rowerze. Kochał góry, morze i wolny czas spędzany na wsi. Dziś każdy dzień to dla niego olbrzymie zmęczenie i ból. – Stałem się więźniem własnego ciała, otwieram rano oczy i nie mam ochoty wstawać – przyznaje Kamil Kwiatkowski z Lubina, który cierpi na neuroboreliozę, po tym jak trzy lata temu ukąsił go kleszcz. 28-latek prosi o pomoc w tej nierównej walce z patogenami i mikroorganizmami. Zbiórka na leczenie prowadzona jest na portalu pomagam.pl.

Do 2020 r. życie Kamila toczyło się pomyślnie. Studia, wymarzona praca, plany na przyszłość. Był wtedy zdrowym, pełnym energii chłopakiem. Jeździł codziennie na rowerze, spotykał się z przyjaciółmi, ukończył studia inżynierskie, był też w szczęśliwym związku i pracował jako mechanik w jednej z okolicznych kopalń.

Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Nie mógł wstać z krzesła, oblał go zimny pot, serce waliło jak szalone, a oddech stał się płytki. – Pamiętam jakby to było wczoraj. Brak miejsc w szpitalach ze względu na trwającą pandemię. Miejsce znalazło się dopiero w Nowej Soli. Po licznych badaniach lekarze stwierdzili po prostu przemęczenie i stres. Jednak zły stan zdrowia i kiepskie samopoczucie nie mijało – wspomina 28-latek.

Przez ponad rok trafiał od lekarza do lekarza. Cztery pobyty w szpitalu i rozmaite diagnozy, m.in. reumatolidalne zapalenie stawów, autoimunnologiczne zapalenie mózgu, parkinsonizm, stwardnienie rozsiane. Brak celowanego leczenia i trafnej diagnozy sprawiał, że objawy takie jak silne bóle stawów i mięśni, paraliże podczas snu, silna depresja i stany otępienne czy przewlekłe zmęczenie wzbierały na sile.

Dopiero liczne, bardzo specjalistyczne badania wskazały właściwy kierunek i ostateczną diagnozę. Jak się okazało winowajcą całego zła był kleszcz.

– W momencie poznania diagnozy zdążyłem stracić wszystko. Pracę i znajomych z którymi przestałem się spotykać. Zostałem sam. Miałem wrażenie, że moje życie się skończyło – mówi ze smutkiem.

Niestety leczenie przewlekłej boreliozy w Polsce jest bardzo drogie. Do tej pory Kamil samodzielnie dźwigał ciężar wysokich kosztów leczenia.

– Niestety dalej już nie jestem w stanie tego wszystkiego finansować. Są to fizjoterapiie, antybiotyki, zioła, wizyty lekarskie, badania kontrolne, dieta stosowana przy antybiotykoterapii. Leczenie pochłania miesięcznie około 3 tys. zł. – wylicza lubinianin.

– Od dwóch lat toczę nierówną walkę i niestety bez pomocy dobrych ludzi póki co tę walkę przegrywam. Mierząc się regularnymi gorączkami i atakami nocnymi, które są spowodowane toksynami bakterii – dodaje Kamil, który jeszcze nie tak dawno myślał o tym, o czym myśli większość jego rówieśników. O przyszłości, skończeniu studiów magisterskich, zakupie mieszkania. Dziś ta przyszłość to sprzęt do wlewów, lekarstwa, paragony oraz faktury za leczenie…

Stąd ogromna prośba do wszystkich ludzi dobrej woli o wsparcie. Zbiórka na leczenie Kamila odbywa się za pośrednictwem portalu pomagam.pl. Tam też znajduje się dokładny opis i historia jego choroby.

– Kochani choroba dała mi nieźle popalić i nadal uprzykrza mi życie, ale ja się nie poddaje i wierzę wasze wielkie serca. Dajecie mi motywacje i wiarę, że da się z tym wygrać. Poprzez pomoc i dorzucenie cegiełki na dalszą walkę. Wierzę że, będę mógł wrócić do wszelkich aktywności jak sport, studia czy spotkania ze znajomym. Z całego serca dziękuję – apeluje 28-letni lubinianin.

– W przyszłości, kiedy poczuję się nieco lepiej, chciałbym dzielić się wiedzą na temat leczenia, świadomości i przebiegu samej choroby w postaci live na youtube – dodaje.

Fot. Archiwum Kamila


POWIĄZANE ARTYKUŁY