Kamil Peschke: Wiek nie gra roli

96

Street Workout z roku na rok zyskuje na popularności. Lubińska grupa ma na koncie już wiele sukcesów, a szerszej publiczności mogli się przedstawić podczas wspólnego bicia rekordu w podciąganiu przed Galerią Cuprum. Nowy rok to nowe wyzwania. Przedstawiamy państwu wywiad z Kamilem Peschke, który przeprowadził również uprawiający ten sport – Patryk Pyszka.

Od lewej: Patryk Pyszka i Kamil Peschke

Wolisz, jak to się mówi typową „siłówkę”, czyli pompki i podciągnięcia robione na ilość powtórzeń z ciężarem lub bez. Czego dowodem jest pierwsze miejsce na zawodach w Bydgoszczy i trzecie w Kołobrzegu.

Kamil Peschke: Nie do końca się z tym zgodzę. Nie tyle wolę, co przede wszystkim jestem lepszy w ćwiczeniach opartych o kalistenikę, dlatego że więcej godzin poświęciłem na treningi zwiększające moją siłę. Jednak z perspektywy czasu trochę żałuję, że nie skupiłem się w takim samym stopniu na typowych figurach gimnastycznych. Może i w tej kategorii udałoby się zajmować wysokie miejsca na zawodach w Polsce. Z drugiej strony, gdy ja zaczynałem treningi w 2012 roku, to o tym sporcie właściwie jeszcze nikt nie wiedział. Były to początki, ciężko było, żeby ktoś kompetentny podpowiedział, co i jak robić. Co do zawodów to muszę się pochwalić, że poziom był naprawdę wysoki. Brali tam udział najlepsi zawodnicy w Polsce, aż nagle pojawił się w kwietniu 2017 roku taki Kamil Peschke, który trenował w swoim lubińskim zaciszu i wygrał zawody. Nikt na mnie nie stawiał, wśród faworytów byli zawodnicy mający większe doświadczenie, jeśli chodzi o ilość zawodów, w jakich brali udział.

Patrząc z perspektywy zeszłorocznych sukcesów, był to dla ciebie niezwykle udany okres, jeśli chodzi o spełnianie się w Street Workoucie?

Kamil Peschke: Oczywiście, wreszcie coś drgnęło w tym sporcie. Nie, tylko jeżeli spojrzymy na moje sukcesy, ale też rozpowszechnianie tego sportu w Lubinie. Zresztą sam wiesz o tym najlepiej, odkąd zostaliśmy administratorami strony na facebooku „Street workout Lubin”, fanpage urósł w siłę, z 200 polubień zrobiło się 1200. Ludzie zaczęli się tym interesować. Można nieskromnie powiedzieć, że jesteśmy prekursorami tego sportu w naszym mieście. Kiedyś jak Street Workout będzie miał zasięg dyscyplin olimpijskich, będziemy uznawani za legendy. Dobra, rozmarzyłem się, ale idzie to naprawdę w dobrą stronę, patrząc na popularność. szczególnie w porównaniu do tego, co było jeszcze 3 lata temu. Niebo, a ziemia.

Jakie masz plany na 2018 rok? Jakieś zawody?

Kamil Peschke: Plany były bardzo ambitne, bo chciałem się spróbować w najważniejszych zawodach w kraju-mistrzostwach Polski odbywających się co roku w wakacje. Aby się tam dostać, trzeba wykonać tzw. seta, czyli kilka ćwiczeń w określonym czasie i z odpowiednią ilością powtórzeń. To pewnie nie sprawiłoby mi problemu, ale jeśli chodzi już o sam udział, po dostaniu się na mistrzostwa to może być ciężko. Często pracuję po 12 godzin. Także formy z takim trybem życia nie da się utrzymać, zdarza się kilka dni bez treningu. Jednak są to siły wyższe, przecież nie zarabiam na tym sporcie, więc nie mogę się poświęcić w stu procentach, mimo że bardzo bym chciał. Tak więc to czy wezmę w nich udział, jeszcze się okaże. Chciałbym być w najlepszej formie z możliwych, bo osiąganie dalekich miejsc mnie nie interesuje. Szkoda, że to wszystko tak wygląda. Pewnie za jakieś 20 lat Kalistenika będzie tak popularna, że zawodnicy będą mogli skupić się tylko i wyłącznie na sporcie. Szkoda, że nie urodziłem się te kilkanaście lat później, bo ja takich udogodnień nie mam.

Tak to zrozumiałe, właściwie nie ma na razie żadnego zawodnika w Polsce, który utrzymywałby się tylko z brania udziału w zawodach.

Kamil Peschke: Przede wszystkim jakiekolwiek zawody są na razie za rzadko organizowane, a nagrody w nich zbyt małe, żeby się z tego utrzymywać. Oczywiście są już postacie w naszym kraju, które się utrzymują dzięki temu sportowi, ale nie chodzi tu o honoraria finansowe związane z czystą rywalizacją w różnych mistrzostwach. Ich fanpage na instagramie czy facebooku mają tylu obserwujących, osiągnęły tyle polubień, że odezwali się do nich sponsorzy. Do tego potrzebne jest też szczęście, ale oczywiście nie odbieram im dużych umiejętności, bo takie posiadają. Są to np. Mateusz „Kura” Płachta czy Maskym Riznyk.

Ty też masz od niedawna strony, na których można „lajkować” Twoje dokonania, także być może dorównasz kiedyś tym dwóm.

Kamil Peschke: Kto wie, ale zdaję sobie sprawę, że będzie to trudne. Jeśli chodzi o wykonywane figury, to oni jednak potrafią trochę więcej ode mnie, a to najbardziej działa na wyobraźnię widzów. Żałuję trochę, że tak późno założyłem też fanpage. Może byłoby to już na innym poziomie. Jednak obawiałem się też hejtu ludzi, coś w stylu „za kogo on się uważa”, dlatego zwlekałem z takimi decyzjami.

Jeszcze na koniec zachęć, jak możesz ludzi, żeby spróbowali sił w tym sporcie.

Kamil Peschke: Mogę zrobić to z wielką przyjemnością, bo naprawdę jest co polecić. Wiek tu nie gra roli, ćwiczą z nami zarówno osoby po czterdziestym roku życia, jak i piętnastolatkowie. Nie wydajesz pieniędzy na siłownię, możesz poprawić siłę, sylwetkę, a przede wszystkim pewność siebie. Nikt tu nikogo nie krytykuje, gdy ktoś nie daje rady na początku. Podpowiadamy, jak ćwiczyć zależnie od poziomu, z jakiego człowiek zaczyna. Można zrzucić zbędną tkankę tłuszczową czy zbudować mięśnie w przypadku tych, co chcą być po prostu większymi. Jestem pewny, że każdy w tej dyscyplinie znajdzie coś dla siebie. Naprawdę polecam.

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY