Znają go jedynie kibice, którzy regularnie śledzą rozgrywki Ekstraklasy. Na swoim koncie ma zaledwie cztery występy w polskiej lidze, z różnych przyczyn, niekoniecznie sportowych. Mimo wszystko Jewhen Kopył pokazał, że potrafi bronić i zainteresował swoją osobą szkoleniowców Zagłębia Lubin. Teraz młody Ukrainiec walczy o angaż do drużyny „Miedziowych”.
Jak wygląda Twoja sytuacja?
– Kontraktu jeszcze nie podpisałem. Umówiłem się jednak z dyrektorem sportowym Zagłębia, Jakubem Jaroszem, że w ciągu kilku najbliższych dni podpiszemy umowę. W każdym razie warunki kontraktu, satysfakcjonujące obie strony, już ustaliliśmy.
Dlaczego zdecydowałeś się na grę w Lubinie?
To łatwe pytanie – uważam, że to krok do przodu w mojej karierze. Poza tym Zagłębie Sosnowiec spadło do III ligi, a ja dostałem szansę gry tutaj.
Czy oprócz Zagłębia Lubin jakieś inne kluby Tobą się interesowały?
Nie. Żadnych konkretnych propozycji nie otrzymałem. Były jakieś sygnały, ale mówiąc szczerze nie zawracałem sobie nimi głowy. Tym bardziej, że zdecydowałem się spróbować swoich sił w Lubinie.
Kto Cię skontaktował z przedstawicielami Zagłębia?
– Zadzwonił do mnie menadżer, który powiedział mi, że rozmawiał z nim trener Zagłębia Rafał Ulatowski. Przekazał mi, że w Zagłębiu chcą, bym pojawił się na pierwszym treningu przed nowym sezonem. Spakowałem swoje rzeczy i przyjechałem.
Podobno jest spora różnica, jeśli chodzi o organizację , biorąc pod uwagę Sosnowiec i Lubin. Słyszałem, że mocno się zdziwiłeś, gdy usłyszałeś, że po treningu nie musisz prać swoich rzeczy?
– (śmiech). Nie, nie przesadzajmy. Faktycznie, organizacja w Zagłębiu Lubin jest bardzo dobra, ale to nie jest najważniejsze. Ja się cieszę, że tutaj jest dobre boisko do treningu, natomiast pranie ciuchów po zajęciach, jest zdecydowanie mniej istotne. Chociaż to dobrze dla piłkarza, że w Lubinie trzeba się martwić jedynie o swoją formę. To mi się podoba.
No i poziom sportowy jest wyższy, co także ma duże znaczenie, prawda?
– Dokładnie tak. Możliwość trenowania z lepszymi piłkarzami miała bardzo duży wpływ na moją decyzję o przenosinach do Lubina.
A jak ocenisz te kilkanaście dni treningów pod okiem sztabu szkoleniowego Zagłębia?
– Właściwie wszystko mi się podoba. Ostatnio mieliśmy dużo zajęć kształtujących siłę. Ma to być podbudowa pod dalszą pracę i formę, jaka ma przyjść w rundzie jesiennej. Zajęcia są urozmaicone, a co za tym idzie bardzo ciekawe. Nie robię nic takiego, czego bym nie robił wcześniej.
Ciężko pracowaliście?
– Dobrze pracowaliśmy (śmiech). Przez niespełna dwa tygodnie trenowaliśmy po dwa razy dziennie, więc już w ostatnie dwa dni obozu czułem się naprawdę zmęczony.
A co się Tobie najbardziej podobało podczas obozu w Wiśle?
– Wszystko mi się podobało. Mieliśmy naprawdę kapitalne warunki, doskonałe zaplecze sportowe, dobre sparingi. Nie miałem prawa narzekać na nic.
Jednego sparingu nie będziesz wspominał miło…
– Tak, tak, wiem o co ci chodzi.
W meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała wpuściłeś gola, który nie miał prawa paść…
– Dokładnie. Naprawdę nie wiem co się stało. Miałem piłkę w rękach, ale jakimś cudem mi wypadła. Na moje nieszczęście obok stał napastnik, który skorzystał z mojego błędu. Muszę tą sytuację przeanalizować jeszcze w głowie, gdyż takich bramek nie mam prawa wpuszczać. Nie byłem dostatecznie skoncentrowany.
To mogło wynikać ze zmęczenia?
– Owszem, mogło. Ale wiesz, ja nie chcę się usprawiedliwiać, że byłem zmęczony i dlatego przytrafiła mi się taka wpadka. Trzeba uczciwie powiedzieć – zawaliłem. I zrobić wszystko, by takie błędy się już nie powtarzały.
Mówi się, że każdemu bramkarzowi musi przedarzyć się taki kiks…
– Nie powiem, zdarzyło mi się puścić jedną głupią bramkę. Można powiedzieć, że takie sytuacje są wkalkulowane w karierę bramkarza, ale ja chciałbym, aby było ich jak najmniej. Każda taka bramka przypomina mi jeszcze dobitniej, jak wiele pracy jeszcze przede mną.
Zdaje się, że trenowałeś w juniorach Dynama Kijów…
– W juniorach nie, ale byłem w trzecim zespole Dynama. To drużyna występująca w polskim odpowiedniku III ligi. Drugi zespół z Kijowa gra na zapleczu ekstraklasy, a pierwszy – wiadomo. Ja najpierw przez rok byłem w Szkole Sportowej w Kijowie, później grałem w reprezentacji juniorów Ukrainy, następnie przez rok występowałem w trzecim zespole Dynama, w końcu przez cztery lata w drugiej drużynie.
Jak to się stało, że przyjechałeś grać do Polski?
– Z prostej przyczyny. W Dynamie grałem mało. Ten klub ma wielu bardzo dobrych bramkarzy. Taki Szowkowski stoi w bramce drużyny z Kijowa nieprzerwanie od trzynastu lat. W ogóle na trzy drużyny przypada aż jedenastu bramkarzy. Dostałem ofertę gry w polskiej ekstraklasie i z niej skorzystałem. Wiedziałem, że tutaj będę miał więcej okazji do wykazania się.
W minionym sezonie zanotowałeś 4 spotkania w polskiej ekstraklasie. To trochę mało…
– To prawda. Po pierwszym meczu z Zagłębiem w Lubinie miała miejsce trochę kuriozalna sytuacja. Musiałem wrócić do swojej ojczyzny po to, by dopilnować spraw związanych z moją wizą. Miało to trwać maksymalnie kilkanaście godzin, a zajęło mi to…trzy tygodnie. Niestety, w Sosnowcu nie dopilnowali pewnych rzeczy i dlatego cała sprawa tak się przedłużyła. Dużo na tym straciłem, ponieważ nie mogłem w tym czasie trenować i w moje miejsce do bramki wskoczył kolega. Ja znów od początku musiałem przekonywać trenera do swojej osoby. Późnie,j po obozie przygotowawczym w przerwie zimowej, myślałem, że będę grał od pierwszego meczu, ale sztab szkoleniowy zadecydował, że będzie bronił Adam Bensz. Taka była decyzja trenerów i ja ją uszanowałem. Później jednak dostałem swoją szansę i broniłem w trzech spotkaniach. Niestety, złapałem w meczu z Górnikiem Zabrze kontuzję, która wyłączyła mnie z gry na dwa tygodnie. I sezon się skończył.
W Sosnowcu o miejsce w bramce rywalizowałeś z Adamem Benszem i Szymonem Gąsińskim. W Lubinie będziesz konkurował z Aleksandrem Ptakiem, który – powiedzmy sobie otwarcie – prezentuje poziom o wiele wyższy niż wspomniana dwójka. Może więc zdarzyć się tak, że usiądziesz na dłużej, na ławce rezerwowych?
– Może tak być, ale ja będę robił wszystko, by pokazać trenerowi, że jestem gotowy do gry. Sztab szkoleniowy będzie decydował o tym, kto będzie bronił. Wiem, że Olek to bardzo dobry bramkarz, ale konkurencja tylko zmusza do podniesienia poziomu i utrzymania wysokiej formy.
A nad czym musisz popracować?
– Nie ma limitu. Muszę popracować nad wszystkim. Zacznijmy choćby od gry nogami, szczególnie lewą nogą. Teraz mógłbym po kolei wymieniać nad czym muszę pracować, ale zamiast gadać, trzeba się brać ostro do roboty (śmiech).
Jakie masz marzenia związane z piłką? Gra w reprezentacji Ukrainy?
(śmiech)- Też, też. Moim marzeniem jest gra we włoskim Milanie. Będę wszystko robił, żeby to marzenie się spełniło.
Rozmwiali: ZYG lubin.pl / WW Zagłebie Lubin S.S.A.