Wczoraj spełniło się jego malutkie marzenie – Jerzyk zjadł swój pierwszy od trzech tygodni prawdziwy posiłek – pół bułki. – Prosił mnie o tę bułkę od wielu dni, nawet suchą, bez szyneczki i bez serka – opowiada mama chłopca. Dziś kilkulatek powoli wraca do zdrowia po piątej już w swoim życiu operacji serca. Ale rodzina ma ogromny problem – za ostatnią operację musi zapłacić genewskiej klinice 250 tys. franków szwajcarskich, czyli ponad milion złotych.
Jerzyk z mamą jest w Szwajcarii już od miesiąca, w czego większość czasu spędził na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Przeszedł tam dwie poważne operacje serca, po tej drugiej, która odbyła się cztery dni temu, jego stan powoli zaczął się poprawiać. Jak pisze w mediach społecznościowych jego mama, chłopiec po kilkunastu dniach w końcu zacząć powoli jeść i pić, w końcu mógł też opuścić intensywną terapię. Za niewiele ponad dwa tygodnie Jerzyk będzie miał swoje siódme urodziny.
„Jerzy mały wojownik, który jest po pięciu operacjach serca, po dziesięciu interwencyjnych cewnikowaniach, trzy lata nie jedzący samodzielnie, wielokrotnie reanimowany, wciąż walczy! Ja go od tych siedmiu lat obserwuję, kocham i adoruję tę jego walkę. Jeśli człowiek jest w stanie w tak szaleńczo pokorny sposób zmierzyć się z tak okropnym losem, musi wyrosnąć na kogoś szalenie mądrego i myślę że tak będzie” – pisze na facebooku pani Joanna.
O ile poprawiający się stopniowo stan zdrowia chłopca cieszy jego bliskich, o tyle szalenie martwi inna kwestia – pieniądze. Rodzina musi zebrać prawie 1,2 mln zł, by zapłacić za tę drugą operację w Genewie i opłacić transport medyczny, by chłopiec mógł bezpiecznie wrócić do domu. Tak osłabione i dopiero co operowane dziecko nie może bowiem zwyczajnie wsiąść do auta i wrócić do Polski. A pieniądze, jak mówi mama Jerzyka, skończyły się już dawno.
Środki wciąż zbierane są poprzez stronę siępomaga. Swoją cegiełkę postanowili też dołożyć lubinianie, skupieni w grupie Low Silesia, którzy organizują charytatywną imprezę dla Jerzyka. Jak sami o sobie mówią, to ekipa ludzi pozytywnie nakręconych na modyfikowanie aut w gatunku Stance.
– Uznaliśmy, że zakończenie naszego sezonu połączymy z pomaganiem i zrobimy coś dla tego małego chłopca, który bardzo potrzebuje pomocy. Zapraszamy na naszą imprezę nie tylko miłośników motoryzacji, ale całe rodziny. Będą efektowne pokazy driftu, drift taxi, liczne konkursy, np. na najgłośniejszy wydech i licytacje, a do tego muzyka i food trucki – wylicza Robert Czerwiński, administrator grupy Low Silesia. – Jeśli ktoś spoza naszej grupy chce przyjechać, by pochwalić się swoim autem, nie musi się wcześniej zapisywać. To impreza charytatywna i zależy nam, by tego dnia było nas jak najwięcej – dodaje.
Na zlocie będzie obecna rodzina Jerzyka, która będzie pełnić rolę komitetu. Później wszystkie datki zebrane do puszek zostaną przekazane na konto chłopca.
Impreza odbędzie się 13 listopada w godzinach od 10 do 20 w opuszczonej hali Biedronki przy ulicy Skłodowskiej-Curie.
Fot. archiwum organizatorów imprezy