Wierzyła, że wraz z narodzinami ukochanego dziecka jej świat zmieni się na lepsze. Marzyła o bezpieczeństwie, rodzinie i stabilizacji, ale okrutny los w jednej chwili odebrał jej te marzenia. Życie 29-letniej Marty Diduszko z Lubina zamieniło się w koszmar, po tym jak groźnego wypadku samochodowego nie przeżyło jej upragnione maleństwo, a ona sama otarła się o śmierć. Mimo tak silnej traumy nie poddała się i dzielnie walczy, by znów samodzielnie stanąć na nogi. Chciałaby rozpocząć nowy, lepszy etap, swojego życia. Jednak, by tak się stało, potrzebna jest nasza pomoc…
Jak przyznaje nasza bohaterka, pierwsza połowa roku to był najpiękniejszy czas w jej życiu. To właśnie wtedy zaczęły się spełniać jej kolejne marzenia. – Przygotowywaliśmy się do nowego, ekscytującego etapu, powitania na świecie naszego maluszka. Trwał remont mieszkania, w życiu działo się dużo. W takich momentach człowiek nie myśli o tym, że za rogiem czai się zło… – mówi pani Marta.
Wspomniany wypadek miał miejsce pod koniec lipca w Szklarach Dolnych. – To był moment, byliśmy w trakcie podróży samochodem, kiedy nagle i niespodziewanie na naszej drodze pojawiło się auto. Szybka reakcja miała nas ratować, sprawić, że nie dojdzie do zderzenia. W tym momencie czas zwolnił i przyśpieszył jednocześnie. Wylądowaliśmy w rowie, a ja zostałam uwięziona w samochodzie. Nie mogłam się ruszyć. W głowie miałam wtedy tylko jedną myśl “co z moim dzieckiem?!” – relacjonuje 29-latka.
Kobietę ostatecznie z pojazdu musieli wyciągać strażacy. Wtedy jednak nie wcale myślała o sobie ani o niczym innym, jak tylko o swoim nienarodzonym dziecku. Wciąż zadawała sobie pytanie, czy z maleństwem jest wszystko w porządku. To był 29 tydzień ciąży, więc do planowanego pierwszego spotkania pozostało już niewiele.
Początkowo nic nie wskazywało na to, że następstwa tego zdarzenia okażą się tragiczne w skutkach…
– Powiedziano mi, że moje dziecko jest bezpieczne. To była najważniejsza wiadomość, jaką chciałam usłyszeć. Miałam dodatkową siłę, by zawalczyć o zdrowie i życie. To dało mi energetycznego kopa. Przez półtora miesiąca lekarze o mnie walczyli. Przeszłam operację, mnóstwo badań i szereg konsultacji. Byłam zdeterminowana, bo miałam do kogo wracać! – wspomina lubinianka.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to dopiero początek jej dramatu. Bo czy może być coś gorszego dla matki od wiadomości, że serce jej dziecka nagle przestało bić? A właśnie takie słowa 29-latka usłyszała z ust lekarza. Jej świat rozpadł się na kawałki. Kobieta nie potrafi opisać swojej rozpaczy, żalu oraz poczucia beznadziei i ogromnej straty.
– Chciałam obudzić się z tego koszmaru. Niestety, okazało się, że to rzeczywistość, od której nie ma ucieczki. Pozostaje tylko wiara, że ten Aniołek gdzieś nade mną czuwa… że patrzy z wysoka i dodaje mi sił, gdy po raz kolejny chcę się poddać – opowiada Marta Diduszko.
Lubinianka walczy teraz o powrót do pełnej sprawności w specjalistycznym centrum rehabilitacji w Otwocku koło Warszawy. Nie ma przy niej najbliższych, ale na szczęście może się z nimi codziennie kontaktować, a nawet ich widzieć na internetowej kamerze. Psychicznie i fizycznie czuje się już trochę lepiej. Wierzy, że wkrótce uda jej się samodzielnie stanąć na nogi. I doskonale zdaje sobie sprawę, że nie może się poddać, „bo przegra walkę o przyszłość”.
– Mimo że serce wciąż w rozpaczy, toczę nierówną batalię o to, by móc samodzielnie wstać z łóżka, by móc zacząć życie na nowo. Wypadek nie może przekreślić wszystkiego na zawsze, nie może odebrać mi samodzielności… Błagam, pomóż mi o nią zawalczyć – apeluje 29-latka.
Koszt jest ogromny – trzymiesięczny turnus rehabilitacyjny to kwota kilkudziesięciu tysięcy złotych. Takich pieniędzy ani pani Marta, ani jej rodzina nie są w stanie zdobyć. – Wiem, jak to brzmi, ale w mojej sytuacji nie ma innego ratunku. Proszę, ratuj mnie z beznadziei, w której się znalazłam! Mam takie marzenie, że staję na nogi i idę. Po prostu przed siebie, nie zastanawiając się nad celem. Ja tak bardzo chcę żyć… – dodaje.
Zbiórkę na rzecz niezbędnej rehabilitacji dla pani Marty zorganizowała Fundacja Votum za pośrednictwem portalu siepomaga.pl. Potrzeba jest uzbierania jeszcze ponad 52 tys. zł (stan na 4 grudnia na godz. 7.30). Lubinianie już nie raz udowadniali, że potrafią i chcą pomagać osobom w potrzebie. Wierzymy, że i tym razem będzie podobnie, dlatego gorąco zachęcamy Państwa do wsparcia zbiórki.
Mam takie marzenie, że staję na nogi i idę. Po prostu przed siebie, nie zastanawiając się nad celem… Ja tak bardzo chcę żyć…