Jedni się otwierają, inni czekają na pieniądze

2093

Otwarcie restauracji i klubów fitness w lutym? To całkiem realny scenariusz, jeśli na poważnie traktować słowa premiera Morawieckiego, który na konferencji prasowej zapowiedział, że w najbliższych 10 dniach rząd we współpracy z przedstawicielami niektórych branż chce wypracować protokoły sanitarne funkcjonowania w okolicznościach pandemicznych. Problem w tym, że wielu przedsiębiorców zwyczajnie nie wierzy w te zapewnienia i rozważa otwarcie swoich biznesów, bez względu na to, co zrobi władza. Jak podkreślają, postępują zgodnie z konstytucją.

W ubiegłym tygodniu rząd podjął decyzję o przedłużeniu obowiązujących obostrzeń co najmniej do 31 stycznia Do tego czasu zamknięte będą hotele, restauracje (sprzedaż tylko na wynos) oraz kluby fitness i siłownie. Zdaniem premiera te branże, zgodnie z zaleceniami ekspertów, musiały zostać zamknięte, ponieważ były źródłami zakażeń.

Morawiecki zapytany na konferencji, kiedy zostaną odmrożone branże fitness i gastronomiczna, powiedział, że wolałby, „żeby działały jak najszybciej, żeby były ponownie otwarte”.

– Dlatego będziemy starali się we współpracy z przedstawicielami tych branż w najbliższych 10 dniach wypracować protokoły sanitarne funkcjonowania w okolicznościach pandemicznych – zapowiedział prezes Rady Ministrów. Zastrzegł przy tym, że wpływ na to będzie miało kilka czynników, w tym liczby zakażeń i zgonów, ale także tempo szczepień i sytuacja u naszych sąsiadów.

Fot. facebook premiera Mateusza Morawieckiego

– Myślę, będziemy chcieli te protokoły wdrażać w lutym w życie, ale trudno mi dzisiaj powiedzieć, od którego lutego – dodał.

Słowa premiera raczej nie uspokoiły przedstawicieli poszkodowanych branż, które w normalnym trybie nie działają już od połowy października. Wielu przedsiębiorców nie wyklucza otwarcia swoich biznesów, a wielu już to zrobiło. Inni swoją decyzję uzależniają natomiast od otrzymania środków w ramach jednej z rządowych tarczy.

– Wniosek dotyczący tarczy z Funduszu Gwarancyjnego 6.0 złożyliśmy przed 20 grudnia a nadal na konta nic nie wpłynęło. Właśnie przygotowujemy dokumenty do tarczy PFR 2.0 (Polski Fundusz Rozwoju – przyp. red.) – mówi Przemysław Tadla, właściciel kilku klubów sieci Fit Arena w całym kraju, w tym dwóch w Lubinie.

– Stoimy mocno pod ścianą. 16 października nas zamknęli, a cały czas utrzymujemy kilkudziesięciu pracowników. Od otrzymania tych pieniędzy determinujemy nasze najbliższe decyzje. Jeśli nie dostaniemy pomocy, to być może dołączymy do ogólnopolskiego weta i otworzymy działalność. Analizujemy różne scenariusze. Decyzja powinna zapaść do końca miesiąca – dodaje.

Niepokój i strach przed całkowitym zamknięciem towarzyszy również restauratorom. Ci z Lubina i okolic spotkali się wczoraj, by wypracować wspólne stanowisko, co do najbliższej przyszłości. – Na tę chwilę tylko ja i jeszcze jeden podmiot rozważamy uruchomienie działalności w najbliższych dniach. Pozostałe podmioty obawiają się nagminnych reakcji sanepidu oraz donosów ludzi i po ostatnich zapewnieniach Morawieckiego wolą poczekać i zobaczyć, jak się rozwinie sytuacja – mówi Joanna Rychlewicz, właścicielka restauracji „Dolce Vita”.

Lubinianka twierdzi, że rządowe tarcze są niesprawiedliwe, a poszkodowane są zwłaszcza małe biznesy. Jak twierdzi, sama nie skorzystała z żadnej z dotychczasowych tarcz. – Rodzinne interesy albo jednoosobowe działalności zostały wykluczone z tarczy PFR. Pomoc ta dyskryminuje przepisy Kodeksu pracy, ponieważ na potrzeby tarczy posiadanie statusu pracownika nie uwzględnia osób przebywających na urlopach macierzyńskich, rodzicielskich czy ojcowskich. By otrzymać te środki trzeba mieć co najmniej jedna osobę czynnie zatrudnioną – tłumaczy.

Nasza rozmówczyni zamierza wkrótce otworzyć swój lokal, jednak zanim to zrobi, chce przekształcić swój biznes z jednoosobowej działalności gospodarczej w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. – W tej chwili odpowiadam całym swoim majątkiem i w razie kontroli sanepid mógłby zająć moje konto do czasu wyroku sądu. W przypadku spółek nie mają takiego prawa – wyjaśnia.

Fot. Halfpoint/Adobe Stock

Jak podkreśla restauratorka, nie zależy jej na jałmużnie państwa, ale na normalnej pracy. – My tak naprawdę staliśmy się przedsiębiorcami, żeby samemu stworzyć sobie miejsce pracy, a nie czekać na pomoc od rządu. Skoro mogą być otwarte sklepy, szkoły czy kościoły to nie widzę powodów, żeby nie mogły być otwarte restauracje, oczywiście przy zachowaniu wszelkich wymogów sanitarnych – zauważa.

W poniedziałek ruszyła ogólnopolska akcja #otwieraMy, przeciwstawiająca się nakładanym obostrzeniom. W jej ramach powstała nawet wirtualna mapa, na której zaznaczono przedsiębiorców decydujących się na ponowne otwarcie.

Joanna Rychlewicz oraz przedsiębiorcy z podobnymi dylematami mogą liczyć na szerokie wsparcie prawne ze strony różnych organizacji oraz prywatnych kancelarii prawniczych, które działają pro bono. – Nie zamierzamy łamać prawa. Dla nas najważniejsza jest konstytucja, a nie sprzeczne z nią rozporządzenia.


POWIĄZANE ARTYKUŁY