Wojtek Łobodziński i Maciek Iwański wiele dla nas zrobili, ale trzeba się zastanowić, czy nie lepiej, jak odejdą i gdzie indziej będą się dalej rozwijać – mówi Czesław Michniewicz.
Chyba będzie się pan musiał mocno ugryźć w język…
Czesław Michniewicz: Dlaczego?
W końcu to pan po spotkaniu z ŁKS zapowiedział, że lubinianie w czerwcu znów będą mistrzami Polski. A dziś ten tytuł bezpowrotnie już chyba odjechał.
Będzie mistrzostwo, lecz nie dla Lubina. Wygrywając z ŁKS wierzyłem, że poradzimy sobie później z Polonią Bytom, a następnie z Groclinem. Teoretycznie powinniśmy byli te dwa spotkania wygrać. Gdyby tak się stało, ligowa tabela wyglądałaby inaczej.
Ale wygląda tak, że Zagłębia w czołówce nie ma. Co się dzieje z mistrzem Polski?
Też chciałbym wiedzieć (śmiech). Powiem tak: zdobywając mistrzostwo każdy z naszych zawodników grał na maksymalnym poziomie. Można mówić, że to Wisła grała słabiej, że Legia też była nie ta co zawsze, ale to nieprawda. To my byliśmy w tym najlepszym momencie. To my wygraliśmy najwięcej spotkań, graliśmy najlepszą piłkę, zdobywaliśmy najwięcej bramek. Ten zespół osiągnął wtedy maksymalny pułap i naprawdę ciężko jest cały czas stać na baczność.
Ale można przynajmniej być trochę zgarbionym, a Zagłębie niedługo padnie na kolana…
Faktem jest, że przyszedł kryzys, choć ja się z tym nie godzę i nie chcę również, żeby zawodnicy się z tym pogodzili. Czasami pytam piłkarzy, jaki mają w tej chwili cel, kim chcą być. Mówię im: "Jesteście mistrzami Polski, ale co dalej?".
I co odpowiadają?
Nikt tak od razu nie odpowiada. Każdy się zastanawia. Szuka odpowiedzi, czyli ma jakiś cel, ale on nie jest taki wyrazisty, jak w poprzednim sezonie.
Więcej w "Przeglądzie Sportowym"