Fatalny nastrój? Przeszedł mi, bo ileż można się zamartwiać? – pyta utalentowany napastnik KGHM Zagłębie Lubin Kamil Jackiewicz. Napastnik, który ze względu na kontuzję kości śródstopia przymusowo odpoczywa od treningów z wrodzonym entuzjazmem wziął się za bary w walce z kontuzją. – Chcę jak najszybciej wrócić na boisko i pomóc chłopakom – opowiada „Zymek”.
Przypomnijmy, Kamil trafił do naszego klubu 1 lipca 2008 roku z Kotwicy Kołobrzeg. W barwach tego klubu przez dwa lata był najlepszym strzelcem województwa zachodniopomorskiego. Na bardzo dobrą dyspozycję strzelecką błyskotliwego napastnika zwróciło uwagę kilka klubów. Wydawało się, że najbliżej mu do Groclinu Grodzisk Wielkopolski, w którego barwach zadebiutował w rozgrywkach Pucharu Ekstraklasy. Szczególnie jeden mecz, spośród dwóch które rozegrał w koszulce Groclinu, wypadł dla Jackiewicza szczególnie udanie – w Łodzi w pojedynku przeciwko ŁKS strzelił dwa gole. Wkrótce podpisał wstępny kontrakt z klubem z Wielkopolski, ale…- Wspólnie z menadżerem doszliśmy do wniosku, że fuzja z udziałem Groclinu nie rokuje dobrze, jeśli chodzi o moją przyszłość, dlatego zdecydowaliśmy się rozwiązać kontrakt z klubem i szukać szczęścia gdzie indziej. Z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało, iż zdecydowaliśmy się na taki krok, ponieważ w Zagłębiu czuję się dobrze, nie mogę też narzekać na warunki. Chciałbym z ta drużyną wrócić do ekstraklasy – opowiadał nam kilka tygodni temu Kamil. Pytany o to, czy nie boi się rywalizacji o miejsce w ataku Zagłębia, wszak o dwa miejsca w składzie kandyduje kilku świetnych piłkarzy, z optymizmem w głosie odpowiadał. – Ja lubię rywalizację, która w dodatku podnosi umiejętności. Zobaczymy, jak to się wszystko rozwinie. Chciałbym strzelić kilka bramek i tym samym dołożyć swoją cegiełkę do awansu. Chciałbym grać i być, że tak powiem, głównym filarem drużyny. Lecz czy tak będzie, to się dopiero okaże.
Niestety, podczas zgrupowania w Grodzisku Wielkopolskim napastnik wzorujący się na Aleksandro Del Piero zdążył zaprezentować swoje umiejętności zaledwie w dwóch spotkaniach kontrolnych – z Lechią Gdańsk (1:1) i Polonią Nowy Tomyśl (3:0). Występ w tym drugim spotkaniu okrasił nawet bramką, ale kilka dni później podczas zajęć Kamilowi ostro wszedł Rui Miguel Melo. Efekt tego starcia był dla napastnika opłakany w skutkach – pękła piąta kość śródstopia, co oznaczało co najmniej kilkutygodniową pauzę w grze! Początkowo „Zymek” był załamany. Po klubowych korytarzach chodził ze smutną miną, poruszając się już o kulach, w dodatku z okazałym gipsem na nodze. Minęło jednakże kilkanaście dni i Kamil, pytany o swoje samopoczucie, odpowiada. – Fatalny nastrój? Przeszedł mi, bo ileż można się zamartwiać? Kontuzjowaną nogę codziennie poddaje ćwiczeniom. Na razie jedynie napinam mięśnie, ponieważ więcej nie mogę zrobić. Poza tym często jeżdżę na zabiegi polem magnetycznym, dzięki którym kość zrośnie się lepiej i szybciej – mówi nam Kamil, dodając. – Po dziesięciu takich zabiegach chcę zrobić zdjęcie kontuzjowanej nogi, by zobaczyć, w jakim ona jest stanie. Z tego, co się orientuję gips będę jeszcze nosił przez dwa tygodnie. Później, jeśli nie będzie żadnych komplikacji, zdejmą mi go z nogi, a następnie rozpocznę rehabilitację – wyjaśnia zawodnik.
Kiedy, przypuszczalnie, wróci on do zajęć? – Ciężko powiedzieć. Ja mam nadzieję, że moja rehabilitacja będzie przebiegać w sposób sprawny i w miarę szybki. Chciałbym jeszcze w tej rundzie wybiec na boiska, najlepiej ekstraklasy, czego życzę klubowi i sobie. Jeśli chodzi wyłącznie o moją osobę, to będę robił wszystko, by możliwie jak najszybciej wrócić do formy. Staram się myśleć pozytywnie i zakładam, że ta kontuzja da mi możliwość wyciągnięcia kilku wniosków na przyszłość, które mógłbym później stosować w dalszym etapie mojej kariery – mówi zagadkowo, szybko jednak z uśmiechem dodając. – Co tam, gorzej być już nie może. Trzeba się szybko kurować i wracać na boisko. Muszę przecież pomóc zdobywać kolegom kolejne punkty. Ja mam swój cel, do którego cały czas, mimo pewnych przeciwności, usilnie dążę. Impossible is nothing! (Nic nie jest niemożliwe – przyp. red.) – wyłuszcza na koniec swoje motto optymistycznie nastawiony do życia Kamil Jackiewicz. I słusznie. Patrząc na to z jakim zapałem podchodzi swojej walki o powrót na murawę, chce się kibicować temu chłopakowi, by jeszcze w tej rundzie wrócił do gry, a najlepiej, by swój oficjalny debiut w barwach Zagłębia zaakcentował golem. Lepszego scenariusza na kilka najbliższych tygodni, które upłyną mu pod znakiem żmudnej, tytanicznej pracy Kamil chyba nie może sobie wymarzyć.
***
Mogło być gorzej: Kamil Jackiewicz miał sporo szczęścia, zważywszy jeśli weźmiemy pod uwagę historię dwóch Białorusinów, którzy w przeszłości próbowali swoich sił w Zagłębiu Lubin. Aleksander Danielenko był, podobno, niezłej klasy napastnikiem, który trafił do Lubina zimą 1996. Białorusin wziął nawet udział w sesji zdjęciowej klubu, lecz na dosłownie kilka dni przed pierwszym meczem, jak głosi wieść, wyszło na jaw, że ma poważne problemy z kręgosłupem i w efekcie musiał wrócić do domu!
Kilka lat później, konkretnie zimą 2002 roku, lubinianie usilnie poszukiwali lewego pomocnika. Zagłębiu polecono byłego reprezentanta Białorusi, Wadima Skripczenkę, który, jak było zawarte w jego CV, miał za sobą regularne występy w Dinamie Moskwa. Skripczenko przyjechał do Lubina, odbył kilka treningów i zaprezentował się w starciu z Bate Borysow, a więc zespołem, z którego trafił do Zagłębia. Na tle niedawnych kolegów, grając już jednak w „Miedziowych” barwach, zaprezentował się tragicznie. 5 marca 2003 klub poinformował, że Skirpczenko nie przeszedł kompleksowych badań lekarskich. „Podpisana ze Skripczenką umowa zawierała klauzulę, iż kontrakt ulegnie natychmiastowemu rozwiązaniu, gdy okaże się, że piłkarz posiada jakieś niewyleczone kontuzje. Kompleksowe badania przeprowadzone kilka dni temu potwierdziły, iż taki fakt ma miejsce. W związku z tym transfer jest nieważny i nie zobaczymy Białorusina w Lubinie” – informował klub w oficjalnym komunikacie. W kuluarach mówiło się, że Skripczenko był zdrów jak ryba, ale z jego gry i przydatności do zespołu nie był zadowolony trener Wiesław Wojno. Ponadto gruchnęła wieść, że Wadim grał, owszem, w Dinamie Moskwa, tyle tylko, że w…rezerwach tego klubu. Kilka tygodni po tym, kiedy przygoda Białorusina z Polską zakończyła się fiaskiem, Bate sprzedało zawodnika do jednego z białoruskich drugoligowców.
Źródło: WW/Zagłębie Lubin SA