Historia z pewnego liceum

2802

Zawsze myślał, że pisanie książek jest tylko dla wybranych. Dla tych, którzy zostali obdarzeni niezwykłym talentem przy urodzeniu. Nie przypuszczał, że sam może napisać, a już tym bardziej wydać książkę. I to liczącą prawie 500 stron. O kim mowa? O absolwencie jednej z lubińskich szkół średnich, ukrywającym się pod pseudonimem Ten od liceum. „Historia z pewnego liceum” to tytuł jego literackiego debiutu.

Ma 33 lata i od kilku lat pracuje we Wrocławiu jako designer gier komputerowych. W Lubinie mieszkał do 25 roku życia i tu też kończył I Liceum Ogólnokształcące. Czasy szkoły średniej wywarły na nim na tyle duży wpływ, że postanowił opisać je w swojej książce. Nieprzekonany jeszcze co do swojej pisarskiej wartości, postanowił nie ujawniać się z imienia i nazwiska, lecz występować pod pseudonimem Ten od liceum.

– Jako debiutujący autor wciąż czuję pewną nieśmiałość i wolę na razie pozostać w cieniu. Pisząc pod pseudonimem, mam możliwość pełnego skoncentrowania się na samej opowieści i obserwację reakcji czytelników niejako „z boku” – tłumaczy.

Jak to się zaczęło?

Będąc 20-latkiem napisał list do samego siebie, w którym zawarł przemyślenia o swoim życiu, o teraźniejszości i o planach na przyszłość. – Były tam wszystkie moje wzloty i upadki, uniesienia sercowe itp. – mówi. Jak na list wyszło tego dość sporo, bo aż 12 stron pisanych w wordzie. Całość zamknął w kopercie, którą otworzył dopiero po około dekadzie.

– Dałem ten list kilku osobom do przeczytania. Powiedziały, że fajnie się to czyta i zasugerowali mi, że może bym to gdzieś opisał. Tak też zrobiłem – wspomina.

Najpierw powstało pierwsze 70 stron. Ponownie dał je do przeczytania przyjaciołom. Tym razem jednak komentarze nie były już tak pochlebne jak wcześniej.

– Powiedzieli mi bohaterowie się nie kleją, że wszystko jest takie same. Zacząłem więc czytać, jak to należy robić, bo nie miałem doświadczenia w tym zakresie. Czytałem więcej książek i poprawiać to, co napisałem. Najwięcej przykładu wziąłem chyba z Remigiusza Mroza. Zależało mi, żeby to było ciekawe dla czytelnika, ale też dla mnie, bo chciałem opowiedzieć prawdziwą historię. Nie chciałem zbyt odbiegać od prawdy. No i poprawiłem te 70 stron, które zamieniło się w sto – kontynuuje autor.

Po „zatwierdzeniu” pierwszej części przez bliskich, kontynuował swoją interesującą opowieść. Dobił do 600 stron, wyrzucił nudne fragmenty i ostatecznie wyszło 492 stron. Zajęło mu to około półtora roku.

W zaprezentowaniu szerszemu gronu swojego dzieła potrzebował jedynie pomocy przyjaciela, który pomógł mu ułożyć grafiki. Nie korzystał z usług żadnego wydawnictwa.

– Nie chciałem, żeby była to książka czarno-biała. Rozdziały są opisane z perspektywy pięciu różnych bohaterów i żeby łatwiej było ich odróżnić, każdy z nich ma swój awatar i kolor. Zajęło nam to wszystko około pół roku. Zrobiliśmy redakcję i korektę, ułożyliśmy to wszystko graficznie, wysłaliśmy do druku i za swoje pieniądze ten pierwszy nakład wydałem – mówi Ten od liceum.

W wielkim skrócie tym sposobem wydał swoją pierwszą książkę w nakładzie 2 tysięcy egzemplarzy. Póki co można ją nabyć jedynie wysyłkowo: w internetowym sklepie Empiku lub za pośrednictwem założonej przez autora strony hzpl.pl.

O czym jest debiut literacki lubinianina? Odpowiadając na to pytanie, warto w całości przytoczyć opis znajdujący się na wspomnianej stronie hzpl.pl.

W sercu miasta, gdzie lato pulsuje nieskończonymi możliwościami, piątka przyjaciół próbuje uciec od codzienności. Żarty, pijane refleksje, miłosne wzloty i upadki – wszystko to buduje ich bezwzględny, ale fascynujący męski świat. Ta pozorna beztroska ma swoją cenę. Matura zbliża się wielkimi krokami, a pytanie „Co dalej?” staje się coraz głośniejsze. Monotonia dni, zlewających się w jedno, sprawia, że Tymek zaczyna kwestionować sens tego, co hucznie nazywamy życiem. Wszystko zmienia się pewnej nocy, gdy Tymek, w akcie desperacji, rzuca wyzwanie losowi

– czytamy.

Początkowo autor planował, by wszystkie historie zawarte w jego książce były prawdziwe. Później jednak zmienił zdanie.

– Pomyślałem, że ludzie, którzy byliby bohaterami, niekoniecznie by tego chcieli. Dlatego zacząłem miksować wydarzenia i ludzi z różnych sytuacji – wyjaśnia 33-latek.

– Myślę, że może być to lektura dla każdego. Jest o liceum, ale znam sporo dorosłych osób, które ją przeczytały i mówiły, że fajnie było wrócić do tych czasów i że niekoniecznie jest ona tylko dla nastolatków – odpowiada na pytanie, komu poleciłby przeczytać „Historię z pewnego liceum”.

Nam udało się ustalić imię i nazwisko Tego od liceum, co okazało się wcale nie trudnym zadaniem. Szanując prywatność autora, uznaliśmy, że zdradzimy tylko jego imię, na co sam zainteresowany ostatecznie wyraził zgodę. Dociekliwi nie powinni mieć kłopotu ze znalezieniem nazwiska Oskara.

W głowie Oskara już pojawiają się pomysły na kolejne dzieła. Na początek być może kontynuacja „Historii z pewnego liceum”…

Fot. Archiwum autora


POWIĄZANE ARTYKUŁY